Ceny są wysokie, a opłacalność?

2021-09-01

Krajowe ceny bydła wciąż utrzymują się na bardzo wysokim poziomie. Hodowcy otrzymują dobre stawki, które jednak w obliczu zwiększających się kosztów szeroko rozumianej produkcji rolnej oraz rosnącej inflacji, nie wszystkim gwarantują opłacalną działalność. 

W pierwszym tygodniu sierpnia cena bydła rzeźnego ukształtowała się na poziomie 7,51 zł za kg wagi żywej. Była ona o 1,6 proc. wyższa niż przed tygodniem, o 4,1 proc. niż przed miesiącem oraz aż o 21,6 proc. niż przed rokiem. Największy wzrost, zgodnie z notowaniami ministerstwa rolnictwa, odnotowano w przypadku bydła w wieku 8-12 miesięcy. Jego notowania osiągnęły wartość 8,17 zł za kg. Cena ta była jednocześnie o 16,3 proc. wyższa niż przed miesiącem oraz o 21,8 proc. niż przed rokiem. Byki w wieku 12-24 miesięcy podrożały do wartości 8,41 zł za kg. Ich cena była o 7,3 proc. wyższa niż przed tygodniem oraz 24,2 proc. niż rok wcześniej. Notowania buhajów w wieku powyżej 24 miesięcy osiągnęły wartość 8,34 zł za kg (wzrost o 6,5 proc. do lipca i 23,4 rok do roku). Jałówki w wieku powyżej 12 miesięcy podrożały do wartości 7,75 zł za kg wagi żywej, a cena krów zmalała do poziomu 5,87 zł za kg.

Lekka korekta

Ceny żywca wołowego wzrosły po tym, jak w drugiej połowie lipca uległy lekkim korektom w dół.

Rolnicy musieli utrzymywać bydło w ramach dopłat bezpośrednich. Dopiero po 30 dniach od momentu złożenia wniosku, termin ten mijał 17 czerwca, mogli sprzedać zwierzęta. W drugiej połowie lipca pojawiło się ich więcej na rynku a zakłady ubojowe oraz pośrednicy obniżyli jego cenę. Obecnie wszystko zaczęło wracać do tegorocznej, wysokiej normy – zauważa Jacek Zarzecki, prezes Polskiego Związku Hodowców i Producentów Bydła Mięsnego.

Ponownie widoczny jest brak wystarczającej liczby zwierząt na rynku. Na tę sytuację wpłynęły z pewnością wciąż trwające żniwa oraz inne prace polowe. W związku z tym ubojnie oraz firmy pośredniczące chcąc wywiązać ze swoich zobowiązań, muszą ponownie podnosić cenę skupu.

Zbliżamy się do Europy

Jak długo będzie się utrzymywała tak wysoka cena skupu żywca wołowego? Trudno powiedzieć, to trochę jak wróżenie z fusów. Jednak warto podkreślić, że Polska jest krajem, w którym odnotowano jeden z najwyższych wzrostów cen w Unii Europejskiej, ponad 20 proc. rok do roku – twierdzi Jacek Zarzecki.

Do tej pory różnica cen między UE a Polską sięgała ok. 20 proc. Obecnie zmalała ona do około 10 proc. Stawka za 100 kg półtuszy wołowej w UE na początku sierpnia wynosiła 383,43 euro, a w Polsce 355,35 euro. Ta sytuacja oczywiście cieszy, ale ma ona zarówno swoje zalety, jak i wady. Do tych pierwszych z pewnością należy fakt, że rolnicy otrzymują więcej za sprzedane zwierzęta. Jednak z drugiej strony tak zbliżone stawki powodują, że Polska przestaje być w tym elemencie konkurencyjna dla innych państw, co może wpłynąć na wielkość handlu wewnątrzwspólnotowego. Aby tego uniknąć, pozostaje nam praca nad jakością krajowej wołowiny, która z roku na rok się poprawia. – Na naszą korzyść działa również to, że w Europie notujemy spadek pogłowia bydła mięsnego. Ta tendencja utrzymuje się już od dłuższego czasu. Jeśli utrzymamy nasze pogłowie, to cena skupu zwierząt będzie rosła co pokazuje, że produkcja wołowiny w odniesieniu do innych branż jak trzoda chlewna czy drób, pozostaje stabilna. Nie oznacza to, że nie notujemy wahań i kryzysów, ale póki co potrafimy wychodzić z nich obronną ręką – mówi prezes Zarzecki i dodaje: – Naszą potężną przewagą jest również fakt, że prowadzimy ubój religijny i jesteśmy jednym z największych dostawców tego rodzaju mięsa na rynki europejskie i trzecie. Rośnie także eksport żywych zwierząt z Polski na Ukrainę.

Skąd różnice cenowe?

Ceny bydła w oficjalnych notowaniach MRiRW czasami odbiegają od tych, jakie rolnicy otrzymują w skupie. Skąd bierze się ta różnica? – Przede wszystkim ze skali produkcji. Nie oszukujmy się, jeśli ktoś ma 1-2 sztuki do sprzedania i to jeszcze często opasanego hf-a, po którego odbiorca musi przyjechać ponosząc przy tym wysokie koszty, z pewnością dostanie niższą cenę niż ten rolnik, który sprzedaje pełny samochód buhajów mieszańcowych bądź czystorasowych – podkreśla szef Polskiego Związku Hodowców i Producentów Bydła Mięsnego. Ceny zależą również od tego, czy sprzedajemy zwierzęta bezpośrednio do zakładów mięsnych, czy do pośrednika. – Pośrednicy zarabiają dwukrotnie. Pierwszy raz na rolniku proponując mu niższą cenę niż zakład mięsny, a drugi w relacji z ubojnią. Często zakładom zależy na utrzymaniu z nimi relacji, ponieważ jednorazowo dostarczają im duże partie zwierząt. Ich marża jest więc dość wysoka – tłumaczy Jacek Zarzecki.

Inflacja nabiera tempa

Cieszy mnie fakt, że cena bydła mięsnego poszła w górę. Nie pamiętam, żeby w przeszłości była ona tak wysoka jak obecnie. Jednak nie możemy zapominać o tym, że wszystko wokół drożeje, a inflacja nabiera coraz większego tempa – wyjaśnia Jacek Klimza, hodowca bydła mięsnego z miejscowości Łagiewniki Wielkie w woj. śląskim. Rolnik posiada stado bydła rasy limousine, które liczy 130 mamek oraz blonde d’Aquitaine składające się z 20 mamek. – Zawsze biorę pod uwagę fakt, że ceny skupu to jedno, ale z drugiej strony musimy mieć pieniądze na odtworzenie i wznowienie produkcji. Cieszymy się, gdy na konto wpływa większa kwota za sprzedane zwierzęta, ale za chwilę te pieniądze wydamy na kupno nawozu czy paliwa oraz wielu innych środków, które drożeją, nie wspominając już o ewentualnych pracach budowlanych – mówi hodowca. Klimza zauważa również, że bydło mięsne, wbrew wielu opiniom, wcale nie jest najmniej wrażliwe na rosnące koszty produkcji zwierzęcej i roślinnej. – To jest złudne i nie do końca się z tym zgadzam. Owszem cykl produkcyjny opasów jest długi i rozkłada się w czasie, ale nawet patrząc długoterminowo w obecnej sytuacji widzę, że opłacalność jest na granicy – zaznacza rolnik.

Jacek Zarzecki podkreśla, że opłacalności nie można rozpatrywać tak samo dla wszystkich stad. Wiele zależy od sposobu utrzymania bydła. Inaczej koszty rozkładają się w sytuacji, gdy krowy mają dostęp do użytków zielonych lub żywimy opasy w oparciu o pasze z własnego gospodarstwa lub odpadowe pochodzące z przemysłu spożywczego jak pieczywo czy wywar gorzelniany, a inaczej gdy kupujemy cielęta oraz wszystkie pasze potrzebne do ich opasu. – Do hodowli trzeba podchodzić jak do każdego biznesu. Bierzemy kartkę, ołówek i szukamy najlepszych rozwiązań oraz możliwości – wyjaśnia Zarzecki. Na opłacalność produkcji wpływa także rozwój genetyki bydła mięsnego. – Coraz częściej sprzedajemy sztuki nie w wieku 24 miesięcy, a od 18 do 21 miesięcy i to w tej samej, a nawet wyższej wadze. Ta sytuacja wynika z poprawy genetyki zwierząt, efektywności zarządzania i również wpływa na większy zysk hodowców – mówi prezes PZHiPBM.

Tekst i fot. Mirosław Lewandowski

Cały tekst można przeczytać w wydaniu 09/2021 miesięcznika „Przedsiębiorca Rolny”

Zapoznałem się z informacją o
administratorze i przetwarzaniu danych

Komentarze

Brak komentarzy