Pod dyktando Księżyca

2021-03-01

Łukasz Gębka rozpoczął swoją przygodę z rolnictwem 18 lat temu od niespełna 10 ha po dziadku. Teraz jest właścicielem jednego z największych ogrodniczych gospodarstw ekologicznych w Polsce – Farma Świętokrzyska gospodaruje na 200 ha, ponadto prowadzi uprawy owoców i warzyw u ok. 100 rolników ekologicznych, a świeże plony oraz przetwory własnej produkcji sprzedaje w Polsce i za granicą, także w swoim sklepie internetowym.

Kiedy Łukasz Gębka postanowił wykorzystać ziemię w Borii (woj. świętokrzyskie) rolnictwo nie było dla niego nowością – skończył inżynierię środowiska w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. – Na studiach miałem trochę rolnictwa, niestety żadnych przedmiotów z zakresu rolnictwa i ogrodnictwa ekologicznego – przyznaje i dodaje, że uczył się na własnych błędach oraz na szkoleniach firmowych. Poza tym „od zawsze” miał kontakt z przyrodą, lubił sadzić drzewa i pomagał dziadkowi przy żniwach. – Może dlatego nie lubię zbóż. Wolę warzywa – zapewnia.

Samodzielną uprawę ziemi zaczął więc od dyni hokkaido wysianej na kilku hektarach. Udało się. – Wprowadziliśmy na Ryneczek Lidla dynię hokkaido w jakości bio i jest teraz powszechnie dostępna – mówi. – Motywujące było to, że nikt wcześniej w tym regionie nie uprawiał warzyw, nie było tu agrofagów, ziemia nie była zmęczona i każdy nowy gatunek wprowadzony do uprawy oznaczał sukces.

Z certyfikatami

Czy prezes Farmy Świętokrzyskiej umie wymienić wszystkie gatunki warzyw, które uprawia, kontraktuje i sprzedaje jego firma? – Chyba tak – uśmiecha się Łukasz Gębka. – Gorzej byłoby z przetworami, bo mamy ich około 70 i nieustannie wprowadzamy na rynek nowe.

Na własnych 200 ha w okolicach Sandomierza, Ćmielowa i Bałtowa firma uprawia głównie marchew, cukinię i jarmuż, ale też wiele innych gatunków warzyw, w tym pomidory i paprykę w tunelach foliowych. Kluczowe jest jednak to, że spółka z Borii ściśle współpracuje z ok. 100 rolnikami ekologicznymi, właścicielami małych gospodarstw (o łącznej powierzchni ok. 250 ha) z całego kraju, u których zamawia i od których kupuje: agrest, buraczki, bób, brokuły, cebulę białą, czerwoną i dymkę, chrzan, czosnek, dynię, fasolkę szparagową, gruszki, jabłka, jarmuż, kalafiory, kapustę, koperek, kukurydzę cukrową, pietruszkę, ogórki, paprykę, pasternak, pomidory, pory, portulakę, porzeczkę czarną i czerwoną, rabarbar, rukolę, rzodkiewkę, sałatę masłową, sałatę mini rzymską i rzymską, seler, szczypiorek, szpinak, śliwki, topinambur, truskawki, ziemniaki żółte oraz czerwone. Dzięki temu ma bogatą ofertę handlową.

– Współpraca polega na tym, że podpisujemy z rolnikami umowy na uprawę konkretnego gatunku, dajemy im materiał siewny, know-how, nadzorujemy uprawy i skupujemy zbiory – wyjaśnia Łukasz Gębka. Nadzór nad gospodarstwami pełni dr Beata Studzińska. Plan siewów czy nasadzeń wynika z umów kontraktacyjnych podpisanych z 13 sieciami handlowymi, które kupują znaczne ilości świeżych ekologicznych warzyw i owoców.

Farma Świętokrzyska i kontrahenci spółki mają certyfikaty gospodarstw ekologicznych wydane przez Ekogwarancję w Lublinie i inne jednostki certyfikujące, certyfikaty zarządzania jakością IFS Food 6.1 oraz certyfikat Global G.A.P.

Zwalczanie przez wypalanie

– Podjęliśmy właśnie decyzję, żeby wyspecjalizować się w kilku, najlepiej czterech gatunkach warzyw, a nie uprawiać prawie trzydzieści – mówi prezes Łukasz Gębka. – Większą specjalizację będziemy rekomendować także naszym dostawcom, lecz ze względu na konieczność zachowania minimum czteroletniego płodozmianu, każde gospodarstwo musi uprawiać co najmniej cztery gatunki z różnych rodzajów. To będzie łatwiejsze i bardziej ekonomiczne, musimy bowiem optymalizować produkcję. Na dodatek w pandemii walczymy o ceny i balansujemy na granicy opłacalności, ponieważ sieci handlowe chcą, żeby cena warzyw ekologicznych nie odbiegała za bardzo od ceny warzyw z gospodarstw konwencjonalnych.

Handel detaliczny ostro negocjuje ceny i jednocześnie wymaga, żeby warzywa były ładne, kształtne i duże, dlatego tzw. odsort stanowi znaczną część zbiorów – nawet 30-50 proc. – Dobrze byłoby zejść do 20 procent, bo wyższy odsort bardzo zwiększa koszty – wyjaśnia szef Farmy Świętokrzyskiej. – Przechowujemy całe zbiory – towar handlowy z niehandlowym i resztkami ziemi, ponieważ nie można ich wcześniej przesortować. Tymczasem ceny energii elektrycznej wzrosły w ubiegłym roku o 38 procent w porównaniu z 2019. Rosną też koszty opakowań, logistyki, pracy. Musimy sobie z tym jakoś radzić, bo konsumentom też nie jest łatwo – żywność drożeje, a dochody nie rosną.

Koszty uprawy warzyw w gospodarstwie ekologicznym są oczywiście znacznie wyższe niż w konwencjonalnym. Tylko na badania laboratoryjne produktów (świeżych warzyw, owoców oraz przetworów) spółka wydała w ub.r. 700 tys. zł. Próby gleby do analiz (także na zawartość próchnicy) są tu pobierane raz lub nawet dwa razy w roku. – Za badania gleby płacimy kilkanaście tysięcy złotych rocznie – zdradza Łukasz Gębka.

Głównym nawozem w gospodarstwie jest nawóz ekologiczny firmy Fertical o nazwie Fertipure, sprowadzany z Belgii. Zawiera 4 proc. azotu, po 3 proc. fosforu i potasu, 1 proc. magnezu i 9 proc. wapnia oraz mikroskładniki. – Wapń jest kluczowy, ponieważ wpływa na zdrowie, smak i strukturę warzyw – tłumaczy szef firmy. – Jeśli gleba wymaga pełnego nawożenia, dajemy trzy tony tego nawozu, czyli 120 kilogramów azotu na hektar. Musimy też uzupełniać potas i fosfor, w zależności od wyników analiz gleby. Ostatnio używamy mączkę fosforytową. Jest niskoreaktywna, dlatego trzeba nią nawozić z wyprzedzeniem. Nawóz potasowy to Kalisop (siarczan potasu). Dodatkowo stosujemy dolistnie nawozy mikroskładnikowe firmy Biodevas oraz efektywne mikroorganizmy firmy Nourivit Polska. A także preparat zwalczający choroby grzybowe Zumsil, który zwiększa grubość ścian komórkowych, co poprawia odporność roślin. Każdy rok jest inny, czasami jest bardzo duża presja chorób czy szkodników, więc opryskiwacze cały czas są w polu i wykonują zabiegi profilaktyczne.

Szkodniki na Farmie Świętokrzyskiej zwalcza się przede wszystkim insektycydem SpinTor 240 SC, który jednak nie radzi sobie z wciornastkami i mączlikami. Jeśli zostaną one zauważone na roślinach, stosuje się tu Defort.

Natomiast chwasty zwalcza się w gospodarstwie przez wypalanie. – Mamy cztery wypalarki – mówi Łukasz Gębka. – W ten sposób odchwaszczamy głównie marchew i pietruszkę. Buraków raczej się nie udaje, ponieważ szybko kiełkują i wschodzą razem z chwastami. Wtedy tylko plewimy pielnikami z gwiazdami – w międzyrzędziach i ręcznie w rzędach, jeden lub dwa razy. Później pozostaje obsypywanie, żeby ograniczyć rozwój chwastów. Wszystkie zabiegi muszą zostać wykonane w odpowiednim czasie.

Inną metodą na ograniczenie rozwoju chwastów jest uprawianie ogórków czy cukinii na folii, co dodatkowo powoduje ogrzanie gleby, przyspiesza rozwój roślin i zbiory, niestety generuje duże koszty utylizacji odpadów – rocznie ok. 20 tys. zł.

Cały tekst można przeczytać w marcowym numerze miesięcznika „Przedsiębiorca Rolny”

Małgorzata Felińska
Fot. Farma Świętokrzyska

Zapoznałem się z informacją o
administratorze i przetwarzaniu danych

Komentarze

Brak komentarzy