Był koronawirus, jest ASF
2020-07-01
Koronawirus przestał mieć decydujący wpływ na cenę tuczników w Polsce i Unii Europejskiej. Wiele wskazuje na to, że w najbliższych miesiącach opłacalność produkcji świń znacząco wzrośnie. Niestety, jak co roku zwiększa się również liczba ognisk ASF, z tym że po raz pierwszy w historii pojawiają się one głównie w zachodnich województwach.
Pierwsze przypadki koronawirusa w Polsce odnotowano na początku marca. Bardzo szybko okazało się, że skutki epidemii odczują hodowcy i producenci świń. – Początkowo wydawało nam się, że ten problem nas nie dosięgnie. Jednak kiedy poszczególne kraje europejskie zaczęły zamykać sektor hotelarski oraz gastronomiczny czyli HoReCa, a trzeba wiedzieć o tym, że niemal w całej Europie Zachodniej spożycie wieprzowiny jest duże, praktycznie w jednym momencie ceny skupu w notowaniach niemieckich, od których jesteśmy mocno uzależnieni, drastycznie spadły – mówi Jacek Jagiełłowicz, prezes Agro Gobarto.
Ceny spadały
Jeszcze w marcu na niemieckiej dużej giełdzie VEZG, która jest wyznacznikiem dla całej UE, notowania tuczników sięgały 2 euro za kilogram w wadze bitej ciepłej. Kilka tygodni później spadły do poziomu 1,60 euro/kg.
– W przeliczeniu na złotówki oznacza to, że hodowcy którzy sprzedawali tuczniki w najniższej cenie, w porównaniu do lutego tracili nawet 125 złotych na jednej sztuce – podkreśla Jacek Jagiełłowicz.
Sytuacja była o tyle niekorzystna, że ceny w skupie zaczęły maleć w momencie, kiedy bardzo wielu producentów, którzy zajmują się tuczem pochodzących z zakupu prosiąt i warchlaków, miało je sprzedawać. Tymczasem wartość zakupionych przez nich duńskich i niemieckich zwierząt była rekordowo wysoka, bo wynosiła 450 i więcej zł za sztukę. W efekcie rolnicy ponosili duże straty, a dla wielu z nich działalność przestała być opłacalna.
Chaos informacyjny
– Gdy wybuchła epidemia koronawirusa, na początku na naszej fermie panował duży chaos informacyjny. Obawiałem się tego, jak zostanę potraktowany, gdy okaże się, że jeden z naszych pracowników jest zakażony. Nie wiedziałem, czy wszyscy zostaniemy poddani kwarantannie? Rodziło się więc pytanie, kto w takiej sytuacji zajmie się obsługą stada? – przyznaje Daniel Rzepa z Broniewa w woj. kujawsko-pomorskim, który prowadzi produkcję tuczników w cyklu zamkniętym. Jego stado podstawowe liczy 400 macior. Zatrudnia dziewięciu pracowników, a na jednej zmianie pracuje pięć osób.
Hodowca przyznaje, że po wprowadzeniu przez rząd obostrzeń zaczął się martwić o najstarszych pracowników. Chciał wysłać ich na dwutygodniowy urlop, aby nie mieli kontaktu z pozostałymi osobami na fermie. – Zrezygnowałem z tego pomysłu, ponieważ pracownicy byli nim nieco zbulwersowani i nie chcieli opuszczać stanowisk pracy. Przystałem na ich prośbę i na szczęście nikt nie zachorował – mówi Daniel Rzepa.
Nie martwi się o sprzedaż
Hodowca z Broniewa przyznaje, że po rozpoczęciu pandemii ceny tuczników zaczęły maleć. – Moim zdaniem, wpłynęły na to obostrzenia, które objęły zakłady mięsne i ubojnie. Musiały one ograniczyć liczbę osób ze względu na wymogi sanitarne, więc siłą rzeczy nie mogły skupować, ubijać i przerabiać takie samej jak wcześniej liczby zwierząt – wyjaśnia Daniel Rzepa.
Ceny skupu nie spadły jednak na tyle mocno, żeby załamała się opłacalność produkcji w jego gospodarstwie. Rolnik nie miał również żadnych problemów ze sprzedażą tuczników. – Cały czas podnosimy jakość naszych zwierząt. Odbiorcy to widzą i zdają sobie sprawę, z jakim towarem mają do czynienia. Zależy im na naszych tucznikach, więc negocjujemy z nimi stawki, które są dla nas korzystne – mówi Daniel Rzepa.
Światełko w tunelu
Obecnie ceny skupu tuczników w Europie powoli się stabilizują. W Niemczech od pięciu tygodni utrzymują się na poziomie 1,66 euro za kg wbc. Z kolei warchlaki są nieco tańsze i – jak wynika z duńskich i niemieckich notowań – kosztują od 250 do 270 zł za sztukę.
– Mamy do czynienia z lekką odwilżą. Wydaje się, że osiągnęliśmy już najniższe ceny i teraz czeka nas jedynie wzrost notowań. Dlaczego? Ponieważ nie rośnie pogłowie świń w Europie, a ponadto Chiny potrzebują bardzo duże ilości wieprzowiny i będą ją importować. Trzecim elementem jest okres wakacyjny, podczas którego spożycie tego mięsa w Polsce wzrasta – mówi Jacek Jagiełłowicz.
Potwierdzają to minione dwa długie weekendy, które pokazały, że na miejsce wypoczynku wybieramy nasz kraj. Zdaniem ekspertów, w wakacje będzie podobnie, co powinno się przełożyć na wzrost spożycia wieprzowiny, a co za tym idzie na wyższe ceny skupu tuczników.
Zagrożeniem jest ASF
W momencie, kiedy Covid-19 nie ma już tak dużego wpływu na ceny skupu świń, pojawił się inny coroczny problem czyli wirus afrykańskiego pomoru świń. Niestety, choroba coraz bardziej intensywnie rozprzestrzenia się w stadach w zachodniej Polsce, tj. w trzodowym zagłębiu naszego kraju. Do 25 czerwca Inspekcja Weterynaryjna potwierdziła pięć ognisk ASF, z czego w woj. wielkopolskim dwa, a w woj. lubuskim, dolnośląskim oraz lubelskim po jednym. Wielu hodowców i producentów świń już zostało objętych strefą niebieską, a wielu z pewnością znajdzie się w jej granicach w niedalekiej przyszłości. Jak zauważa Jacek Jagiełłowicz, będą oni mieli duże problemy ze sprzedażą tuczników.
Cały tekst można przeczytać w lipcowym numerze miesięcznika „Przedsiębiorca Rolny”
Tekst i fot. Mirosław Lewandowski
Komentarze
Brak komentarzy