Uprawy i usługi
2019-12-02
Gospodarstwo obejmujące 60 ha, w którym rolnicy uprawiają kukurydzę na ziarno, rzepak oraz pszenicę i nie prowadzą produkcji zwierzęcej wystarczy, żeby utrzymać czteroosobową rodzinę. Warunkiem jest działalność dodatkowa, na przykład usługi polowe świadczone sąsiadom.
Tak działają Barbara i Henryk Kiełkowscy gospodarujący w miejscowości Nowopole pod Kikołem w woj. kujawsko-pomorskim.
Barbara Kiełkowska w 2001 r. dostała od swoich rodziców 10 ha, a w 2003 r. rodzice Henryka Kiełkowskiego otrzymali renty strukturalne z KRUS i przekazali synowi 14 ha. Rolnicy zaczynali więc z 24 hektarami. Później sukcesywnie kupowali ziemię. Teraz uprawiają 35 ha własnych i 25 ha dzierżawionych od prywatnych właścicieli. Rozłóg gospodarstwa nie jest więc zwarty, działki są rozrzucone w promieniu 15 km.
Zrezygnowali z krów i świń
Do 2011 r. rolnicy prowadzili oprócz roślinnej także produkcję zwierzęcą – utrzymywali świnie i krowy mleczne. Osiem lat temu zrezygnowali z chowu trzody (dotknął ich wtedy świński dołek). – Później musieliśmy podjąć decyzję, czy budujemy nową oborę i rozwijamy hodowlę, czy rezygnujemy ze stada krów mlecznych – mówią. Postanowili sprzedać bydło, chociaż mieli limit produkcji mleka – 135 tys. l rocznie. Decyzja nie była trudna, ponieważ wtedy już od siedmiu lat zajmowali się świadczeniem usług polowych sąsiadom.
– W 2004 roku skorzystaliśmy z dofinansowania z SAPARD-u na rozwój usług rolniczych. Za 80 tysięcy złotych (więcej w 2013 roku zapłaciłem za jeden pług), z czego połowę stanowiło unijne dofinansowanie, kupiliśmy cztery maszyny: czteroskibowy pług Unii Grudziądz, agregat ścierniskowy o szerokości roboczej trzy metry, opryskiwacz ciągany Krukowiaka i przyczepę 8-tonową. Tak powstała firma Rolprzem. Zdecydowaliśmy więc, że będziemy się specjalizować w produkcji polowej i świadczyć usługi dla sąsiadów. To była jedna z naszych lepszych decyzji – śmieją się rolnicy.
Kukurydza, rzepak, pszenica
Teraz państwo Kiełkowscy uprawiają kukurydzę na ziarno na 28 ha, na 11 ha rzepak ozimy i na 21 ha pszenicę ozimą. Ze względu na wymogi zazieleniania wysiewają międzyplony ścierniskowe – głównie gorczycę, która jesienią pozostaje na polach przez osiem tygodni, następnie jest mulczowana i przyorywana. Jeśli po gorczycy ma przyjść zboże ozime, występuje problem z uprawą gleby, ponieważ jest ona za mocno wysuszona i trudno wykonać orkę. – W ubiegłym roku odbiło się to na plonach pszenicy – przyznaje Henryk Kiełkowski. – Lepiej więc, gdy po międzyplonie wiosną przychodzi kukurydza. Wtedy jesienią, tuż przed kwitnieniem mulczuję gorczycę, wykonuję orkę przedzimową i w tym stanie pole czeka do wiosny na siew kukurydzy. Planuję jednak zamienić gorczycę na inne gatunki, na przykład groch, właśnie ze względu na to, że gorczyca za bardzo wysusza glebę.
Pszenica po poplonach siana jest w zaoraną ziemię, bo wtedy za dużo jest resztek pożniwnych, ponadto lepiej jest zmieszać je z glebą, bo dobrze się wtedy rozkładają. Natomiast pszenica uprawiana po rzepaku siana jest w systemie bezorkowym, agregatem uprawowo-siewnym. Tak więc jedno pole w jednym roku jest uprawiane w systemie bezorkowym, w kolejnym rolnik stosuje orkę.
Kiedy orać pod rzepak, a kiedy nie? Gdy jest za sucho trzeba wykonać orkę i to w taki sposób, żeby zaraz za ciągnikiem z pługiem jechał następny z siewnikiem – odwrócona skiba nie może przeschnąć. – Ale w tym roku przed siewami rzepaku nie oraliśmy, ponieważ wilgotność gleby w naszym rejonie była odpowiednia. Wystarczył przejazd agregatem ścierniskowym i siewnikiem. Rzepak jest teraz idealny, obsada optymalna – mówi właściciel gospodarstwa. – Sieję jednostkę – 1,5 miliona nasion na trzy hektary, zamierzam jednak siać jednostkę na cztery hektary. Przecież w uprawie rzędowej schodzi się do 300 tysięcy nasion na hektar. Później oczywiście można mieć problem ze zbiorem rzepaku tak rzadko posianego, szczególnie, gdy dysponuje się kombajnem o mniejszej mocy. Łodygi są bowiem tak grube, że kombajn ma problem z ich przerobieniem.
Kukurydzę rolnik sieje siewnikiem punktowym co 75 cm, w obsadzie 80-85 tys. roślin na ha. Do końca wegetacji zostaje ponad 70 tys. zdrowych roślin na ha.
Obserwują na poletkach
Rolnicy wybierają odmiany kukurydzy, pszenicy i rzepaku jeżdżąc na spotkania polowe organizowane przez firmy nasienne i porównując je na poletkach. Biorą też pod uwagę opinie innych gospodarzy, a także sieją nowe odmiany na wydzielonym hektarze. – Sprawdzamy je w warunkach naszego gospodarstwa, ponieważ już mi się zdarzyło, że zasiałem Legendę i Figurę, dwie polskie odmiany pszenicy ozimej, których plon słomy był nadspodziewanie wysoki, ale plon ziarna wyniósł tylko 6 ton z hektara. W kolejnym roku sytuacja się powtórzyła. Okazało się, że to takie odmiany. Ostatnio posiałem pszenicę Advocat hodowli Saatbau. Na naszych glebach, gdzie zdarza się IV i V klasa, plony przekroczyły 7 ton z hektara.
Rolnik wybrał do uprawy odmianę rzepaku ozimego Atora F1 (hodowli Rapool). – Wolę odmiany hybrydowe, chociaż mają grubsze łodygi, więc są trudniejsze do omłotu – mówi. Średnie plony rzepaku w tym gospodarstwie sięgają 4,5 t/ha, ale ostatnie lata były gorsze – w ub.r. było to tylko 2,9 t/ha, w tym roku – 3,3 t/ha. Winna była oczywiście susza.
Odmiany kukurydzy rolnicy wypróbowują na własnych polach, ze względu nie tylko na uprawę, ale też na suszenie ziarna, które odbywa się w gospodarstwie. – Nie wszystkie odmiany dają się dobrze wysuszyć – twierdzą państwo Kiełkowscy. – Co z tego, że kukurydza da dobry plon, skoro koszty suszenia będą bardzo wysokie. Od lat odmianą, która dobrze się suszy jest P8400 (typu dent, FAO 240) hodowli DuPont Pionieer. W tym roku była u nas rewelacyjna – dała 11 ton suchego ziarna z hektara, a zbieraliśmy ją już 4 października. 7 i 8 października mąż siał pszenicę po kukurydzy – sprawdza daty w notatkach Barbara Kiełkowska.
– W tym roku posiałem też nową odmianę kukurydzy Quentin z IGP. To druga pod względem plonowania odmiana w Polsce, bo chyba rekordzistą jest Codigip, też IGP. Jestem bardzo zadowolony, bo odmiana świetnie się suszyła, wysoko plonowała – mówi Henryk Kiełkowski. – Zamówiłem już jej nasiona na przyszły rok. Zadowolony też jestem z odmiany Ronaldinio KWS, bardzo dobrej na mozaiki i słabsze gleby. To ważne, bo w gospodarstwie gleby są mozaikowate, na jednym polu można znaleźć klasy: IIIb, IVa i IVb, a także V i VI. – Konieczne jest więc doświadczenie w tak trudnej uprawie, bo czasem o powodzeniu zabiegów agrotechnicznych decydują godziny – uważa rolnik.
Nawożenie głównie mineralne
Ponieważ w gospodarstwie nie ma produkcji zwierzęcej, rolnicy tylko raz na sześć lat stosują na kolejnych polach obornik, w ilości 30-33 t/ha. – Dostaję go w ramach wymiany sąsiedzkiej – za słomę, lub kupuję – mówi Henryk Kiełkowski. – Ale żeby zwiększyć zawartość próchnicy w glebie, po zbiorze kukurydzy, którą tnę na wysokości 30-40 centymetrów, nigdy nie orzę ziemi, tylko mulczuję resztki i jesienią dwa razy uprawiam pole – gruberem lub broną talerzową. Za drugim razem na trochę większą głębokość. Chodzi o to, żeby resztki pożniwne przerobić na próchnicę, aby nie zgniły. Stąd te dwukrotne uprawki jesienne.
Nawożenie jest więc głównie mineralne – NPK i nawozy wapniowe. – Analizy gleby zlecamy co cztery lata. Zasobność pól mamy wszędzie podobną – mówi rolnik, który uważa, że ma za mały areał, żeby inwestować w nawożenie precyzyjne. – Pamiętam, gdzie jest jaka zasobność i podczas rozsiewania nawozów jeżdżę trochę szybciej lub trochę wolniej.
Gospodarze stosują też nawożenie dolistne. Standardowo do oprysków pestycydami dodają siarczan magnezu, a inne nawozy tylko wtedy, gdy warunki pogodowe są złe. – Jeśli są optymalne, niczego nie używamy. Ale na przykład w tym roku wiosną pszenica zaczęła żółknąć. Była późno posiana, w małej obsadzie, było sucho, więc zaczęła od dołu schnąć. Opryskałem ją biostymulatorem Asahi SL i mikroelementami. Dwukrotny oprysk uratował plantację. Jednak działa to tylko w warunkach stresowych – twierdzi Kiełkowski.
Cały tekst można przeczytać w wydaniu 12/2019 miesięcznika „Przedsiębiorca Rolny”
Małgorzata Felińska
Fot. Jarosław Pruss
Komentarze
Brak komentarzy