Nie uda się opróżnić magazynów do żniw
2023-05-05
Od wybuchu wojny, czyli 24 lutego 2022 r. z Ukrainy do Polski wjechało ok. 3 mln ton zbóż oraz 700 tys. ton rzepaku. I nie jest prawdą, że nasilenie importu nastąpiło w ostatnim czasie.
Ukraińskie zboża, a także rzepak wjeżdżały do Polski także w momencie, kiedy krajowe ceny były na bardzo wysokim poziomie. Kukurydza zza wschodniej granicy była importowana także w trakcie żniw, gdzie zarówno firmy skupowe, jak i mieszalnie pasz oferowały rekordowe stawki, nawet powyżej 1 tys. zł za kukurydzę mokrą w centralnej Polsce.
Warto było sprzedawać
Na przełomie października i listopada ub.r. nawet na południowym wschodzie kukurydza mokra przekraczała 900 zł (to wyżej niż dziś wyceniana jest kukurydza sucha). Dlaczego rolnicy nie skorzystali z tak wysokich cen? Większość z nich tłumaczy swoje decyzje tym, że słuchała wicepremiera Henryka Kowalczyka, który w czerwcu namawiał do niesprzedawania zbóż, bo ceny będą wyższe. Tylko czy podejmując decyzje biznesowe zawsze należy się kierować sugestiami polityków? Swoją drogą, nie mam pojęcia, na jakiej podstawie minister twierdził, że ceny zbóż wzrosną.
Moi klienci już w żniwa dostali rekomendacje o sprzedaży rzepaku, a także informację, aby nie czekać ze sprzedażą zbóż. Swoje argumenty opierałem o dogłębną analizę bilansu, zarówno światowego, jak i krajowego, który był sukcesywnie uzupełniany importem. Na bieżąco informowałem o ilościach ukraińskich zbóż i rzepaku, jakie wjeżdżają do kraju i potencjalnych problemach w drugiej części sezonu, z prognozowanym spadkiem cen włącznie.
Nie trafia do mnie także argument, że ceny pożniwne nie pokrywały koszów produkcji. Na co dzień współpracuję z przedsiębiorcami rolnymi, więc mam wiedzę na temat kosztów produkcji. I z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że sprzedaż rzepaku w cenach 3200-3400 zł po żniwach, pszenicy w cenach 1500-1600 zł jesienią, a także kukurydzy suchej w cenach 1200-1400 zł tuż po zbiorach z nawiązką pokrywała koszty produkcji.
Zwiększona sprzedaż w żniwa ograniczyłaby także napływy zbóż i rzepaku z Ukrainy. Przetwórcy nie byliby zainteresowani zakupami ukraińskiego ziarna, mając zdecydowanie lepszą dostępność z rynków lokalnych. A większa podaż pozwoliłaby na zwiększenie eksportu zbóż w pierwszej części sezonu, co rozwiązałoby problem nadwyżki.
Przepisy nie zabraniały
Kto importował zboża z Ukrainy? To pytanie najbardziej interesuje przede wszystkim polityków, którzy chcą wykorzystać te informacje w wiadomym celu. Próbują oni wiązać właścicieli firm z poszczególnymi opcjami politycznymi. Tymczasem w import po stronie polskiej zaangażowanych jest kilkaset firm. Od dużych firm handlowych, poprzez przetwórców, małe rodzinne firmy handlowe, a także gospodarstwa rolne.
Z czysto biznesowego punktu widzenia, firmy importujące nie złamały prawa, chyba że wprowadzały do obrotu zboża techniczne niezgodnie z przeznaczaniem. W mediach często pojawia się argument, że firmy dopuszczały się nieprawidłowości i zamiast przewozić ukraińskie zboża w tranzycie, rozładowywały zboża w kraju. A czy przepisy zabraniały importu? Firmy miały możliwość zadeklarowania miejsca rozładunku zarówno w kraju, jak i poza naszymi granicami (w tranzycie).
Popyt na wysokim poziomie
Dziś winą za spadki cen próbuje się w całości obciążać import z Ukrainy. Ale w mojej ocenie Ukraina ma niewielki udział w tak silnych przecenach, z jakimi mamy do czynienia od grudnia. Wystarczy spojrzeć na notowania pszenicy, kukurydzy czy rzepaku na giełdzie MATIF, aby stwierdzić, że to rynek światowy dyktuje ceny. Jeszcze w październiku notowania pszenicy na paryskiej giełdzie były o 100-120 euro wyższe. Rzepak był wyceniany nawet 250 euro wyżej. Stąd tak znaczące spadki cen w krajowych portach, a także w zakładach tłuszczowych. Dużo niższe ceny zbóż na południowym wschodzie wynikają również z odległości do rynków zbytu. To region, w którym mamy dużą produkcję i ograniczony popyt lokalny, co oznacza, że większość towaru trzeba wywieźć, a koszty transportu znacząco wzrosły.
Rolnicy twierdzą, że nie mają gdzie sprzedać swoich płodów, bo skupy zasypane są ukraińskim ziarnem. Taka sytuacja miała miejsce na początku bieżącego roku, gdzie spadki cen i duża niepewność co do dalszego kierunku zmian, spowodowały, że część firm wycofała się z zakupów. Od co najmniej dwóch miesięcy popyt ze strony eksporterów utrzymuje się na wysokim poziomie (o czym świadczą zwiększone przeładunki w portach). Dziś nie ma także problemu ze sprzedażą do młynów i mieszalni pasz. Problemem jest jednak cena, której nie akceptują rolnicy.
Mirosław Marciniak
analityk InfoGrain
Cały tekst można przeczytać w wydaniu 05/2023 miesięcznika „Przedsiębiorca Rolny”
Komentarze
Brak komentarzy