Zbożowy kryzys zaufania

2023-05-05

Ostatnie tygodnie przyniosły prawdziwy polityczny rollercoaster. Najpierw rząd zakazał importu produktów rolno-spożywczych z Ukrainy, aby po kilku dniach wznowić tranzyt na zmienionych zasadach i obiecać rolnikom rekompensaty rzędu 10 mld złotych. 

Nowy minister rolnictwa Robert Telus (6 kwietnia zastąpił Henryka Kowalczyka) dwoi i troi, aby posprzątać bałagan po przedniku. Jednak wyraźnych efektów jego prac na razie nie widać. Żniwa za pasem, a krajowy rynek nadal jest zasypany zbożem z Ukrainy.

Medialna zagrywka

Masowy napływ ukraińskiego ziarna do Polski wywołał kryzys w rolnictwie na niespotykaną skalę. Znaczne spadki cen spotkały się z ostrą reakcją rolników. Fala protestów zmusiła wicepremiera, ówczesnego ministra rolnictwa Henryka Kowalczyka do zwołania obrad rolniczego „okrągłego stołu”. Wielogodzinne negocjacje zakończyły się podpisaniem porozumienia, którego kluczowy punkt mówił o przywróceniu ceł oraz wprowadzeniu kaucji na tranzyt i artykuły rolno-spożywcze z Ukrainy. Podpisując porozumienie Kowalczyk musiał zdawać sobie sprawę, że spełnienie tego postulatu jest mało realne, a Unia Europejska szykuje się do przedłużenia bezcłowego handlu z Ukrainą do czerwca 2024 r. 

Henryk Kowalczyk pożegnał się ze stanowiskiem ministra rolnictwa 5 kwietnia, czyli w dniu wizyty ukraińskiej pary prezydenckiej w Polsce. Konferencja prasowa, podczas której poinformował o dymisji, została zwołana na godzinę przed wizytą Wołodymyra Zełenskiego w Pałacu Prezydenckim, co sprawiło fatalne wrażenie. Było widać, że rządzący postanowili „przykryć” niewygodny temat wizytą ukraińskiego prezydenta. Oficjalnie minister Kowalczyk sam podjął decyzję o podaniu się do dymisji. Jednak nieoficjalnie mówi się o tym, że zadecydował prezes PiS Jarosław Kaczyński. Powód? Kowalczyk nie spełnił się w roli ministra, nie załatwił sprawy napływu ukraińskiego zboża do Polski i nie załagodzić złych nastrojów panujących wśród rolników. Oliwy do ognia miała dodać wypowiedź wicepremiera o tym, że rolnicy źle zrozumieli jego radę sprzed kilku miesięcy, gdy apelował o niesprzedawanie zboża bo ceny będą rosnąć. 

Stare problemy pozostały

Kim jest minister Robert Telus? Do czasu nominacji pełnił funkcję przewodniczącego sejmowej Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Telus jest rolnikiem prowadzącym 50-hektarowe gospodarstwo i posłem PiS z powiatu opoczyńskiego (woj. łódzkie). Do dziś wielu gospodarzy wypomina mu, że ten głosował za oprotestowaną „Piątką dla zwierząt”. Co ciekawe, kilkanaście dni przed objęciem teki ministra Telus mówił w rozmowie z naszą redakcją, że zmiana na stanowisku szefa resortu rolnictwa niczego nie zmieni. – Wicepremier Henryk Kowalczyk jest dobrym ministrem i odwołanie go nie załatwi sprawy. To byłaby jedynie zmiana personalna, która w niczym nie pomoże – przekonywał. Jego zdaniem kryzys na rynku spowodowany został przez wojnę w Ukrainie i decyzję KE o otwarciu wschodniej granicy UE. – Przypominam, że nie była to decyzja polskiego rządu. Sytuacja na rynku zbóż jest trudna, zdajemy sobie z tego sprawę. Winą za to obarczamy ziarno ukraińskie, ale jest również problem zboża rosyjskiego, które napływa do Europy, co też ma wpływ na obniżenie cen na światowych rynkach. Musimy zrobić wszystko, aby jak najwięcej zboża wyjechało z Polski – tłumaczył.

Czy rząd miał świadomość, że napływ ukraińskiego zboża może zachwiać polskim rynkiem? Na to pytanie Telus odpowiedział w Telewizji Trwam: – Pewne rzeczy są nie do przewidzenia, jeżeli mówimy o sytuacji wojennej.

Rekomendacje trafiały w pustkę

Ciężko zgodzić się tutaj z ministrem Telusem. Eksperci organizacji branżowych (tj. Izba Zbożowo- Paszowa, KRIR) a także politycy opozycji od lipca ubiegłego roku ostrzegali PiS przed tym jakie skutki może przynieść masowy napływ zboża z Ukrainy. Ale rząd wydawał się głuchy na te apele. – Prezydencka Rada ds. rolnictwa wielokrotnie podnosiła, że nieograniczony, niczym nieskrępowany napływ zboża i innych produktów z Ukrainy mogą zachwiać polskim rynkiem i go zdestabilizować – mówi Jan K. Ardanowski, poseł PiS i szefprezydenckiej rady ds. rolnictwa. – W porozumieniu z rolnikami ukraińskimi, ekspertami z Uniwersytetu w Kijowie przedstawiliśmy iluzoryczność przekonania, że pomagamy rolnikom ukraińskim. To nie była pomoc dla rolników ukraińskich. Na wywożeniu zboża z Ukrainy zarobiły wielkie międzynarodowe koncerny. Nasze rekomendacje trafiały jednak w pustkę – zaznacza.

– Odpowiadamy dzisiaj za grzech zaniedbania rządzących. Jako byli ministrowie rolnictwa w ubiegłym roku z inicjatywy Artura Balazsa wystąpiliśmy z pismem do ministra, prezydenta i premiera, że magazyny są zasypane i żeby przeprowadzić interwencyjny skup zbóż – przypomina z kolei Roman Jagieliński, były minister rolnictwa z ramienia PSL.

Kto posprząta bałagan?

Uporządkować sytuację na rynku zbóż nie będzie jednak łatwo. Minister Robert Telus już na starcie miał mnóstwo pracy. Pierwsze propozycje rozwiązania problemów jakie przedstawił wydawały się dość mgliste: wzmożone kontrole na granicy, wzmocnienie kadry inspektorów, którzy podejmują kontrolę oraz częste sztaby kryzysowe powoływane w resorcie. Po wizycie na granicy polsko-ukraińskiej w Dorohusku i spotkaniu  z ministrem polityki rolnej Ukrainy Telus poinformował o tym, że strona ukraińska zgodziła się na propozycję mocnego zrewidowania wwożonego zboża do Polski. Wszyscy rozumiemy, kto jest winowajcą tej sytuacji, ale to my musimy rozwiązać problem. Dlatego Ukraina powstrzyma się od eksportu do Polski (do nowego sezonu) pszenicy, kukurydzy, rzepaku i słonecznika – ogłosił ukraiński minister Mykoła Solski.

Rolnicy oczekiwali jednak innych rozwiązań. – Chcemy natychmiastowego wprowadzenia cła na produkty rolne z Ukrainy – mówili głośno podczas spotkania w miejscowości Rakołupy Duże na Lubelszczyźnie. – Nie będziemy przymykać oczu na pozorowane ruchy, które nic nie zmienią. Obietnice nas też nie interesują. Chcemy realnych działań i szybkich efektów, a nie pozorowanego dialogu – pomstowali działacze AGROunii.

Sejmowa awantura o zboże

Debata dotycząca kryzysu na rynku zbóż w połowie kwietnia trafiła do Sejmu. Robert Telus apelował do polityków opozycji o wspólne działanie, aby „wyeksportować nadwyżkę zboża z Polski”. – Czy to nazwiemy kaucją czy opłatą solidarnościową czy jeszcze inaczej. Potrzebne jest tu działanie UE, bo to KE może to wprowadzić, a nie Polska. Zwracam się do kolegów z opozycji, którzy są w grupie rządzącej w Unii Europejskiej: pomóżcie Januszowi Wojciechowskiemu, pomóżcie Polakom oraz polskiemu rządowi – mówił.

Konfederacja zażądała powołania komisji śledczej ds. zboża. – W związku z ogromną aferą zbożowo-drobiową, która wstrząsa Polską polegającą na tym, że rząd naciskał na służby, aby te odstąpiły od kontroli celnych. Bez żadnej kontroli standardów produkcji do Polski, pod wymyślonym terminem zboża techniczne, wjechało nie wiadomo ile milionów ton zboża, nie wiadomo jakiej jakości – przekonywał Krzysztof Bosak. – Żądamy informacji o tym, co się stało ze zbożem technicznym. Pan minister Kowalczyk przekonywał, że jest to zboże nadzorowane przez Izbę Skarbową. Czy było kontrolowane i badane na granicy? Czy Polacy jedzą produkty ze zboża technicznego?– pytała posłanka KO Dorota Niedziela.

Atmosferę w Sejmie podgrzały medialne doniesienia o tym, że niezbadane zboże miało trafiać do młynów i paszarni. „Rzeczpospolita” informowała, że choć zboże techniczne zostało zablokowane, pszenica wjeżdża do kraju jako czyściwo młynarskie. Z kolei „Wirtualna Polska” opublikowała listę firm sprowadzających zboże z Ukrainy, na której znaleźć można było przedsiębiorstwa mające bliskie powiązania z partią rządzącą.

Magdalena Kowalczyk, (zac)

Fot. MRiRW

Cały tekst można przeczytać w wydaniu 05/2023 miesięcznika „Przedsiębiorca Rolny”

Zapoznałem się z informacją o
administratorze i przetwarzaniu danych

Komentarze

Brak komentarzy