Biznes warzywniczy świetnie się kręci

2022-09-08

Izabela i Zbigniew Stajkowscy prowadzą 75-hektarowe gospodarstwo rolne, w którym dwie najważniejsze uprawy to ogórki i buraczki ćwikłowe dla przetwórstwa. Rolnicy sprzedają zbiory za pośrednictwem grupy producentów warzyw, którą sami założyli.  

– Przejąłem gospodarstwo w 1992 r., po niespodziewanej śmierci ojca  – wspomina Zbigniew Stajkowski, rolnik z Michalczy w gm. Kłecko w powiecie gnieźnieńskim (Wielkopolska). – Miałem wtedy 26 lat. Tata specjalizował się w hodowli bydła mlecznego i uprawiał 23 ha. Wcześniej kupił dla mnie i dla mojej żony Izabeli od ówczesnej Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa 9,5 ha z gruntów popegeerowskich. Trzydzieści lat temu zaczęliśmy więc gospodarowanie na 32 ha.

W pierwszym roku po przejęciu gospodarstwa Zbigniew Stajkowski zdecydował o likwidacji stada bydła. – Mieliśmy tylko 10 krów dojnych, wszystko trzeba było przy nich robić ręcznie, obora nie spełniała warunków dobrostanu – mówi rolnik. – Postawiliśmy wtedy na trzodę chlewną w cyklu otwartym.

Automatyka w stodole

Pierwszych 300 świń trafiło do gospodarstwa w 1993 r. Utrzymywane były na głębokiej ściółce w stodole z 1910 r., która jednak wyposażona została w automatyczną instalację do zadawania paszy i pojenia zwierząt. Dzięki temu, że kojce były zagłębione, a różnica poziomów między nimi a gankami wynosiła 1 m, obornik w czasie chowu tuczników był tylko dościelany, a nie wyrzucany. Rolnicy usuwali go dopiero po zakończeniu cyklu, przed wstawieniem nowych warchlaków. Świnie chodziły po wodę i karmę po kilku schodach.

– Odsetki od pierwszego kredytu, który zaciągnąłem, żeby kupić warchlaki wynosiły 44 proc. – mówi Zbigniew Stajkowski. – Drugi był oprocentowany znacznie niżej – na 20,5 proc. Za te pieniądze postawiłem mieszalnię pasz i zbiornik na zboże. Od magazynu do koryta wszystko było połączone i zautomatyzowane. Zaprojektował tę linię Andrzej Myczko, ówczesny dyrektor Instytutu Budownictwa, Mechanizacji i Elektryfikacji Rolnictwa w Poznaniu. Co tydzień przyjmowałem wycieczki rolników i urzędników, którzy oglądali instalację.

Przyszedł jednak rok 1999, ceny żywca wieprzowego spadły poniżej 2 zł/kg, Andrzej Lepper, szef „Samoobrony” organizował protesty rolników. – Też jeździłem na blokady i tam doszedłem do wniosku, że muszę zająć się czymś innym, bo nie ma na rynku miejsca dla tak wielu producentów świń – opowiada rolnik. – Nie rezygnując od razu z chowu tuczników postawiłem na uprawę warzyw – początkowo cebuli i ziemniaków.

Grupa za grupą

W tym samym czasie Zbigniew Stajkowski założył grupę producentów warzyw – w formie zrzeszenia. – W celu wspólnego zakupu nawozów i środków ochrony roślin – wyjaśnia właściciel gospodarstwa w Michalczy, wielki zwolennik grupowego działania rolników.

Zrzeszenie działało do 2000 r., kiedy we wrześniu weszła w życie ustawa o grupach producentów rolnych. – Na bazie ustawy założyliśmy więc grupę producentów warzyw „Polanie”. Jej członkami zostało 19 rolników z różnych gmin – mówi Stajkowski. – Jako grupa mogliśmy już zaciągać kredyty z linii GP, potrzebny był jednak udział własny. Dlatego utworzyliśmy spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością, do której weszło 12 producentów. Wzięliśmy kredyt i wspólnie kupiliśmy w Kłecku, od Państwowych Zakładów Zbożowych w Poznaniu, działkę z magazynami płaskimi. Do przechowywania warzyw one się raczej nie nadawały, ale mieliśmy coś na początek. Później zaciągnęliśmy kolejny kredyt i w 2001 r. postawiliśmy halę magazynową na bazie starego magazynu oraz chłodnie. To bardzo ułatwiało sprzedaż, ponieważ dokładnie wiedzieliśmy, ile mamy warzyw i jakiej jakości.

Początkowo członkowie grupy uprawiali tylko ziemniaki i cebulę. To było dochodowe i nie wymagało zróżnicowanego parku maszynowego. Jednak w 2002 r. tak wielu rolników zasiało cebulę, że nikt nie chciał jej kupić. – Wyrzuciliśmy wtedy 1700 t cebuli, skupionej za kredyt skupowy. Tylko dzięki dobrej woli dyrektora banku, dzięki restrukturyzacji kredytu, po trzech latach mogliśmy spłacić zadłużenie i nie upadliśmy – dodaje Zbigniew Stajkowski. – Widać więc, że nasza grupa przechodziła trudne momenty, ale daliśmy radę i nadal grupa jest dla mnie „oczkiem w głowie”. Dlatego boli mnie, kiedy grupy się rozpadają, mimo że włożono w nie wiele pieniędzy podatników – unijnych i krajowych. Jakoś to w Polsce nie wyszło. Początkowo cieszyłem się z pomysłu ministra Jana Ardanowskiego na holding spożywczy, bo myślałem, że jest to sposób na zagospodarowanie mienia (magazynów, chłodni, sortowni, maszyn) grup producentów rolnych, które zostały rozwiązane. Tymczasem Krajowa Grupa Spożywcza powstała z najlepszych spółek. Nie wiem, po co zostały połączone, bo nie pomoże to rynkowi spożywczemu.

W 2004 r., po wejściu Polski do Unii Europejskiej pojawiły się nowe możliwości dla plantatorów. – W 2006 r. utworzyliśmy więc kolejną grupę producentów warzyw „Chrobry” – wspomina rolnik. – Było to możliwe, ponieważ grupa „Polanie” produkowała warzywa na świeży rynek, a grupa „Chrobry” dla przetwórstwa. Później przepisy się zmieniły, więc zlikwidowaliśmy grupę „Polanie” i zostaliśmy w grupie „Chrobry”.

Grupa działa już od prawie 22 lata jako spółka z o.o. Zbigniew Stajkowski jest jej wiceprezesem. Ośmiu członków spółki uprawia przede wszystkim ogórki gruntowe, ale także buraki ćwikłowe i dynie olbrzymie. Swoje zbiory sprzedają wyłącznie za pośrednictwem grupy, która dysponuje nie tylko magazynami i chłodniami, ale też sortownią warzyw, gdzie ogórki dla przetwórstwa – 3 tys. t zbiorów handlowych rocznie – sortowane są według klasyfikacji niemieckiej. A także przetwórnią, gdzie korzenie buraków ćwikłowych o średnicy do 9 cm są myte, obierane na surowo, a następnie pakowane próżniowo i gotowane w autoklawie. W ofercie nie zabrakło soku z kiszonych buraków i buraków kiszonych w słoikach.

Głównym odbiorcą dyni są zakłady niemieckie, które dodają ją do dżemów oraz przetworów dla dzieci. Część zbiorów grupa przerabia na miejscu i za pośrednictwem supermarketów sprzedaje gotowany miąższ w opakowaniach próżniowych. – Chcielibyśmy produkować więcej przetworów, przeszkodą jest jednak brak technologów żywności, których na razie nie możemy zatrudnić, bo to zwiększyłoby koszty – przyznaje wiceprezes Stajkowski. – Pomagają nam naukowcy z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu.

Przerób warzyw trwa cały rok, żeby zapewnić zatrudnienie 16 pracownikom. – Osoby pracujące w biurze prowadzą księgowość i szukają chętnych na nasze warzywa. Nie sprzedajemy zbiorów na wolnym rynku, tylko na podstawie kontraktów z określoną ceną, podpisywanych w styczniu, lutym i marcu – wyjaśnia plantator. – Oczywiście większość kupców to nasi stali odbiorcy.

Szukają pracowników

Członkowie grupy „Chrobry” jeszcze niedawno uprawiali warzywa na ponad 300 ha, lecz w ostatnich latach ten areał się zmniejsza na korzyść gatunków rolniczych. Dlaczego? – Ponieważ mamy problem z pracownikami sezonowymi – przyznaje Zbigniew Stajkowski. –Liczyliśmy na gości z Ukrainy, chcieliśmy zwiększać areał i produkcję ogórków, kupiłem nawet trzeci kombajn-samolot do zbioru ogórków, na którym pracują 24 osoby, jednak nie udało mi się skompletować załogi, mimo że w naszej gminie wydano ok. 300 numerów PESEL dla uciekinierów. Zatrudniam teraz tylko tych pracowników z Ukrainy, którzy przyjeżdżają do nas od lat, najczęściej w czasie urlopu w swoim stałym zakładzie pracy. W większości to kobiety. Pracuje nas 50 Ukraińców w trzech gospodarstwach (moim, brata i syna), a potrzebujemy ponad 70 osób. Zapewniamy dobre pensje, zakwaterowanie i wyżywienie. Najłatwiej o pracowników było w czasie pandemii COVID-19, kiedy każdy musiał podać na granicy, gdzie będzie przebywał w czasie kwarantanny. Policja przyjeżdżała, sprawdzała, pracownicy nie wyjeżdżali. Teraz, nawet jeśli przyjeżdżają na moje zaproszenie, po przekroczeniu granicy mogą jechać dokądkolwiek w Unii Europejskiej. I z tego korzystają – dodaje właściciel gospodarstwa.

Rzędy wyznacza folia

Gospodarstwo w Michalczy obejmuje 75 ha, w tym 23 ha dzierżawione od Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa. Gleby są tu piaszczysto-gliniaste, mozaikowate, o klasie bonitacji od IVa do VI. Na 8 ha państwo Stajkowscy uprawiają ogórki gruntowe (w sumie w trzech gospodarstwach zajmują one 16 ha i są największą plantacją ogórków w grupie „Chrobry”), na 30 ha buraki ćwikłowe, na 25 ha kukurydzę na ziarno, na 3 ha pszenicę ozimą i na 9 ha soję na konsumpcję, która także jest przerabiana w przetwórni grupy „Chrobry”.

Rolnik sieje co roku dwie odmiany pszenicy i trzy odmiany kukurydzy, a ostatnio jedną odmianę soi. Wybiera je sam. W przypadku warzyw udziałowcy spółki „Chrobry” nie mają takiej swobody – sieją odmiany zamówione przez odbiorców. I tak od lat uprawiają odmianę buraka ćwikłowego Monte – o kulistych korzeniach, holenderskiej firmy Rijk Zwaan, dla Firmy Handlowej „Rolnik” w Mikołowie na Śląsku.

Największy dochód przynoszą nam jednak ogórki – nie ukrywa rolnik. Od trzech lat, tak jak pozostali członkowie grupy „Chrobry” uprawia jedną odmianę – partenokarpiczną, grubobrodawkową ProScore F1 holenderskiej firmy Nunhems, dla odbiorców w Niemczech i w kraju. – Materiał siewny jest drogi, kosztuje ok. 140 zł za 1000 nasion, a na hektar trzeba 40 tys. nasion, ale wynik ekonomiczny jest bardzo wysoki – zapewnia gospodarz. Odmiana cechuje się wolnym tempem przerostu owoców, długim okresem zbioru i dużym udziałem ogórków drobnych w plonie. Zalecana jest do uprawy z wykorzystaniem folii mulczującej i nawadniania. Folia zmniejsza straty wody z gleby, ogranicza rozwój chwastów, a wiosną powoduje szybsze ogrzewanie gleby.

Zwykła folia mulczująca (5600 mb na ha) była w gospodarstwie w Michalczy na plantacjach ogórków stosowana od lat, ale kiedy trzy lata temu zaczęły się problemy z odbiorem odpadów, rolnik zaczął myśleć o innym rozwiązaniu. W tym roku po raz pierwszy zastosował czarną folię biodegradowalną norweskiej firmy Samco, wyprodukowaną na bazie skrobi kukurydzianej, rozkładającą się do biomasy, dwutlenku węgla i wody. Jest dwa razy droższa niż zwykła, ale zaczyna się rozkładać w glebie już pod koniec lata, nie trzeba płacić za jej zbieranie z pól i utylizację. Żeby doszło do całkowitej degradacji należy ją tylko po likwidacji uprawy pociąć i przemieszać z glebą np. broną talerzową. Wcześniej oczywiście trzeba zebrać z pola węże kroplujące.

Małgorzata Felińska

Fot. Jarosław Pruss

Cały tekst można przeczytać w wydaniu 09/2022 miesięcznika „Przedsiębiorca Rolny”

Zapoznałem się z informacją o
administratorze i przetwarzaniu danych

Komentarze

Brak komentarzy