Budowa graniczy z cudem
2022-12-06
Przedsiębiorcy rolni, którzy chcą unowocześniać swoje gospodarstwa, mają coraz więcej problemów z budową nowych lub rozbudową istniejących budynków inwentarskich. Praktycznie każda większa inwestycja dotycząca fermy trzody chlewnej czy drobiu napotyka na opór okolicznych mieszkańców, którzy głośno protestują.
Sytuacja staje się alarmująca, ponieważ nie ma już praktycznie powiatu, w którym w ciągu ostatnich lat nie doszłoby przynajmniej do jednego głośnego medialnie protestu przeciwko inwestycji w produkcję zwierzęcą.
Ministerstwo Klimatu i Środowiska, a także resort rolnictwa, pomimo licznych obietnic, do dziś nie wypracowały spójnego projektu ustawy, który mógłby unormować sytuację. Korzystają na tym osoby, które źle życzą polskiemu rolnictwu. Jak grzyby po deszczu powstają kolejne organizacje stawiające sobie za cel walkę z chowem i hodowlą zwierząt. Jeszcze inne domagają się całkowitego zakazu produkcji i sprzedaży mięsa, a najbardziej radykalne opowiadają się nawet za wstrzymaniem produkcji mleka i jaj. – Ci ludzie po prostu z tego żyją. Nigdzie nie pracują, a w internecie na co dzień obrażają innych i zbierają pieniądze na walkę z polskim rolnictwem – mówi Jacek Zarzecki, prezes zarządu Polskiego Związku Hodowców i Producentów Bydła Mięsnego, który w mediach społecznościowych zdecydowanie broni prawa do tego co jest esencją rolnictwa, czyli produkcji zwierzęcej. – Nie może być tak, że mniejszość stara się narzucić większości swój sposób patrzenia na świat. W wielu miejscowościach protesty są organizowane przez tzw. napływowych mieszkańców, którzy na wieś wyprowadzili się z miasta i teraz nie podoba się im, że rolnicy prowadzą gospodarstwa. Warto w tym miejscu zapytać, gdzie mamy produkować żywność, jeżeli nie na wsi? – zastanawia się Zarzecki. Hodowca bydła mięsnego podkreśla, że część protestów jest inspirowana przez organizacje, które otwarcie sprzeciwiają się wszelkiej produkcji zwierzęcej. – Mają coraz większy wpływ na podejmowane decyzje, bo występują jako strona postępowania. Sprytnie grają na ludzkich emocjach i wykorzystując nierzadko nerwową sytuację próbują przekonywać mieszkańców, że rolnictwo to czyste zło – zauważa prezes PZHiPBM.
Inwestycje jak ruletka
Każdy rolnik, bez względu na skalę produkcji, musi liczyć się z tym, że budowa nowej obory, kurnika czy chlewni jest drogą przez mękę. Długotrwała procedura administracyjna, która wymusza uzyskanie szeregu różnorodnych decyzji sprawia, że inwestowanie to prawdziwe pole minowe. Co gorsza – nawet mając w ręku wszystkie niezbędne pozwolenia można stanąć oko w oko z ludźmi, którzy sprzeciwiają się budowie. – W takiej sytuacji inwestorzy często rezygnują, ponieważ konflikt z lokalną społecznością nie jest w ich interesie – mówi Piotr Włodawiec, radca prawny warszawskiej Kancelarii Prokurent, a jednocześnie rolnik, który od wielu lat wspomaga producentów rolnych w walce o swoje prawa. Prawnik przyznaje, że coraz częściej kłody pod nogi inwestorom rzucają władze samorządowe, które za wszelką cenę, nawet z rażącym naruszeniem obowiązującego prawa, starają się pokrzyżować plany budowlane.
Burmistrz ponad prawem
Jedną z najbardziej bulwersujących spraw, jaką prowadzi mecenas Włodawiec jest ta z województwa kujawsko-pomorskiego, a konkretnie z gminy miejsko-wiejskiej Strzelno. Temat ciągnie się już od ponad 8 lat i dalej końca sporu nie widać.
Ale zacznijmy od początku. Paweł Kaszkowiak w rodzinnym gospodarstwie rolnym chciał powiększyć produkcję trzody chlewnej. Żeby tego dokonać (chodziło o zwiększenie obsady z 50 do 150 loch), zwrócił się do samorządu o niezbędne decyzje. W połowie 2014 r. uzyskał decyzję środowiskową i wystąpił o warunki zabudowy. I tu zaczęły się schody, ponieważ burmistrz Strzelna używając wątpliwej konstrukcji prawnej, odmówił wydania decyzji, a właściwie wykorzystał przepisy w taki sposób, aby nie wydać żadnej decyzji i w ten sposób zniechęcić inwestora. Ówczesny burmistrz – nie mając do tego prawa – występował do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Bydgoszczy o uzgodnienie decyzji o warunkach zabudowy. Później wydawał decyzje odmowne, które zostały prawomocnie uchylone, a na koniec zawieszał postępowanie powołując się na konieczność przystąpienia rady miejskiej do uchwalenia miejscowego planu przestrzennego zagospodarowania.
Krótko mówiąc, stosowano wszystkie chwyty, aby temat przedłużać. I nie było mocnych na burmistrza, który za cel obstrukcji wybrał gospodarstwo rolnika. – Sprawa do dziś nie została zakończona – komentuje mecenas Piotr Włodawiec i dodaje, że aktualnie wspólnie z klientem kontynuuje postępowanie na drodze administracyjnej i cywilnej.
Co ciekawe, wyrokiem z lipca 2022 r., Wojewódzki Sąd Administracyjny w Bydgoszczy wymierzył burmistrzowi Strzelna grzywnę w wysokości 5 tys. zł stwierdzając, że samorządowiec dopuścił się bezczynności i przewlekłego prowadzenia postępowania. WSA stwierdził również, że bezczynność i przewlekłe prowadzenie postępowania przez burmistrza miały miejsce z „rażącym naruszeniem prawa”.
Z kolei postanowieniem z 5 września br. WSA w Bydgoszczy wymierzył burmistrzowi Strzelna grzywnę w wysokości 1 tys. zł. – Wnieśliśmy zażalenie, ponieważ naszym zdaniem grzywna w wysokości 1 tys. zł nie spełnia swojej funkcji prewencyjnej, ponieważ burmistrz pomimo otrzymania grzywien – nadal działa z naruszeniem przepisów prawa; grzywna musi być wyższa, żeby się zreflektował – tłumaczy Piotr Włodawiec.
Gmina słono zapłaci?
Ponadto Kancelaria Prokurent prowadzi postępowanie o zapłatę odszkodowania przeciwko gminie Strzelno. Sprawa toczy się w Sądzie Okręgowym w Bydgoszczy. – Dzięki temu, że wraz z panem Pawłem Kaszkowiakiem otrzymaliśmy tzw. prejudykat w postępowaniu administracyjnym, umożliwiło to dochodzenie odszkodowania na drodze cywilnej – wyjaśnia mecenas Włodawiec.
W postępowaniu administracyjnym została przesądzona wina burmistrza. Natomiast w postępowaniu cywilnym to na powodzie spoczywa ciężar udowodnienia wysokości szkody. Radca prawny tłumaczy, że podstawą odpowiedzialności burmistrza jest art. 417 § 1 Kodeksu cywilnego oraz art. 417¹ § 2 Kodeksu cywilnego i wynika z przewlekłości postępowania oraz czynu niedozwolonego. Pod koniec listopada bydgoski sąd dopuścił dowód z opinii instytutu naukowego specjalizującego się w wyliczeniu strat i zysków z działalności gospodarczej oraz dowód z opinii biegłego z dziedziny budownictwa, a także biegłego specjalizującego się w zootechnice i hodowli zwierząt. – Jesteśmy dobrej myśli – zaznacza Piotr Włodawiec.
Niestety, podobnych przypadków jak ze Strzelna w sądach w całym kraju są dziesiątki, a na sprawiedliwość trzeba czekać latami.
Krzysztof Zacharuk
Cały tekst można przeczytać w wydaniu 12/2022 miesięcznika „Przedsiębiorca Rolny”
Komentarze
Brak komentarzy