Debata w cieniu protestów

2024-02-28

W czasie strajku rolników przeciwko Europejskiemu Zielonemu Ładowi oraz niekontrolowanemu importowi towarów rolnych z Ukrainy odbył się 9. Europejski Kongres Menadżerów Agrobiznesu. 22 lutego w Cukrowni Żnin (woj. kujawsko-pomorskie) przedsiębiorcy rolni, naukowcy, politycy i analitycy rozmawiali o sytuacji europejskich, a przede wszystkim polskich rolników.

Kongres, podzielony na pięć tematycznych debat, zorganizowały Związek Pracodawców – Dzierżawców i Właścicieli Rolnych w Bydgoszczy oraz Polska Federacja Rolna. Odbywał się, tak jak poprzedni w 2022 r., stacjonarnie i on-line. Tematem dwóch pierwszych debat był wpływ wojny w Ukrainie na unijny sektor rolno-spożywczy, a następnych: „Biologizacja, mechanizacja, cyfryzacja”, „Przetwórstwo rolno-spożywcze w kontekście zmian klimatu i rolnictwa regeneratywnego” oraz „Konsekwencje polityki rolnej dla struktury i konkurencyjności polskich gospodarstw – wnioski z ekspertyzy IRWiR PAN”.

– Dziewiąta edycja kongresu odbywa się w szczególnym momencie. Mamy masowe protesty rolników w całym kraju. Tematy debat zostały więc tak przygotowane, żeby poruszyć najistotniejsze sprawy dotyczące przyszłości towarowych producentów rolnych – zapowiedział Mariusz Olejnik, prezes PFR.– Widzimy, jaka jest sytuacja – ceny sprzedaży płodów rolnych są niskie, a koszty środków do produkcji wysokie – przyznał Adam Nowak (PSL), wiceminister rolnictwa. – Zadaniem ministerstwa jest więc ustabilizowanie rynków rolnych po stronie sprzedażowej i kosztowej. Do tego potrzebny jest aktywny dialog z Komisją Europejską i ministerstwem rolnictwa Ukrainy. Te rozmowy już dają światełko w tunelu, choć nasze oczekiwania są dużo większe niż rozwiązania proponowane przez KE. Dlatego że problemy na rynku zbóż nie mają charakteru ogólnoeuropejskiego. Kraje południowej Europy na niskich cenach ziarna korzystają. A polscy rolnicy ponoszą straty.

Kto sobie poradzi z zielonym ładem?

– Na początek powinno dojść do przeglądu polskiego Krajowego Planu Strategicznego dla Wspólnej Polityki Rolnej – nie ma wątpliwości Mariusz Olejnik, prezes PFR. – Później trzeba zrobić przegląd EZŁ, a na końcu przyjrzeć się sytuacji na rynkach rolnych. W KPS powinniśmy zmienić kierunki wsparcia. W pierwszej perspektywie finansowej dopłaty dostawali wszyscy rolnicy. W kolejnych okazało się, że większe wsparcie jest dla mniejszych gospodarstw, dla większych – powyżej 300 ha – nie ma pomocy. To powinno się zmienić. Gospodarstwo rolne w Polsce ma średnio 11 ha, więc trzeba przyspieszyć zmiany struktury agrarnej. Nie możemy mieć 1,3 mln gospodarstw. Właściciele 2-5 ha powinni otrzymać zachętę finansową, żeby je wydzierżawili na 30 lat. Natomiast na pewno nie można likwidować gospodarstw, które dobrze sobie radzą. Tymczasem ich właściciele, którzy po 2011 r. zgodzili się na wyłączenie 30 proc. gruntów ornych z umów dzierżawy państwowej ziemi, są nękani kolejnymi wyłączeniami, a umowy przedłużane są tylko na 2-3 lata. Nie daje to stabilizacji. Rząd nie bierze pod uwagę wniosków Polskiej Federacji Rolnej.  Prof. Grzegorz Gorzelak z Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN potwierdził, że ustawa o gospodarowaniu nieruchomościami rolnymi Skarbu Państwa z 2011 r. prowadzi do pogorszenia struktury agrarnej oraz zmniejszenia produktywności i konkurencyjności rolnictwa. Rolnicy, którzy na niej skorzystali mają znacznie mniejsze możliwości dostosowania się do wymogów EZŁ niż gospodarstwa dotknięte przez tę ustawę. – Gospodarstwa wielkotowarowe są bardziej efektywne, lepiej korzystają z zasobów ziemi i pracy niż te małe i średnieEZŁ jest w stanie wdrożyć tylko 20-30 tys. polskich gospodarstw rolnych – wskazywał prof. Walenty Poczta z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. – W Danii także musieliśmy przejść transformację po to, żeby produkować więcej, mniej wpływając na środowisko – mówił Jeppe Juul Petersen, lider ds. żywności i rolnictwa z Ambasady Królestwa Danii w Polsce. – W ciągu kilkudziesięciu lat liczba gospodarstw zmniejszyła się o połowę i stały się one większe – teraz średnia powierzchnia gospodarstwa w Danii to ponad 200 ha. 50 lat temu 75 proc. rolników hodowało i krowy, i świnie, teraz jest to 1,5 proc. W 1985 r. średnie stado świń liczyło 200 sztuk, obecnie – 4500. To pomogło duńskim gospodarstwom pozostać konkurencyjnymi na światowym rynku. Mogły prowadzić inwestycje, wprowadzać nowe technologie. W 2000 r. weszła w życie ustawa klimatyczna, dotycząca także rolników, która mówi, że Dania ograniczy emisję gazów cieplarnianych do 2030 r. o 75 proc. To bardziej ambitny cel niż EZŁ.

Większość ma mniej

Dr Jerzy Plewa, były dyrektor DG Agri w Komisji Europejskiej (w latach 2013-20), obecnie ekspert Team Europe zgadzał się, że polscy rolnicy mają problem z niskimi cenami skupu płodów rolnych, a więc z opłacalnością produkcji. A także z konkurencyjnością. Dlatego, tak jak powiedział prezes Olejnik, trzeba skupić się na poprawieniu KPS. – Polski plan strategiczny prowadzi do skansenizacji rolnictwa, bo dopłaty są już do jednej krowy, do jednego hektara. W ten sposób zabiera się środki konkurencyjnym gospodarstwom – uważa dr Plewa.  – Podstawą polskiego ustroju rolnego są gospodarstwa rodzinne, z natury rzeczy małe – tłumaczył minister Nowak. – Jednak bez dużych firm nie bylibyśmy w stanie osiągnąć sukcesu eksportowego na rynkach europejskich i globalnych – przyznał. – Potrzebne są więc małe i duże gospodarstwa. Jesteśmy otwarci na dialog. I też uważamy, że KPS oraz część EZŁ dotyczącą ekoschematów należy zrewidować, żeby odpowiadały nie tylko wymogom socjalnym polskiej wsi, ale też zwiększały konkurencyjność i potencjał rynkowy dużych gospodarstw. Janusz Wojciechowski (PiS), unijny komisarz ds. rolnictwa przypomniał, że już nastąpiła zmiana. O elementach WPR decyduje teraz nie tylko Bruksela, lecz także rządy państw. – Czego przykładem jest KPS – mówił Wojciechowski. – Oczywiście, decyzje polityczne muszą się mieścić w ogólnych celach WPR, jednak to państwa członkowskie decydują o polityce wobec małych i dużych gospodarstw. Przypomnę, że w polskim KPS zrezygnowano z cappingu, a więc nie ma ograniczenia dopłat bezpośrednich dla gospodarstw towarowych. Także płatność redystrybucyjna nie kończy się na gospodarstwach do 50 ha, tylko na pierwsze 30 ha dostają ją wszystkie mające do 300 ha. W Polsce mamy tylko 26 tys. gospodarstw (3 proc.) powyżej 50 ha, a 13 tys. (1 proc.) powyżej 100 ha. 97 proc. gospodarstw ma mniej niż 50 ha.

Fakty, a później diagnoza

Czy problemy polskich rolników rozwiąże zablokowanie EZŁ i importu towarów rolno-spożywczych z Ukrainy? – Nie – nie ma wątpliwości dr Plewa. – Żeby jednak postawić diagnozę potrzebne są fakty – mówił. – Dlatego musimy przypomnieć, co to jest EZŁ. To strategia, która obejmuje wiele sektorów: energetykę, transport, ograniczenie zużycia plastiku, ograniczenie marnotrawstwa żywności… Są też w EZŁ dwie strategie dla rolnictwa: „Na rzecz bioróżnorodności” i „Od pola do stołu”. Przewidują redukcję zużycia nawozów mineralnych, pestycydów i antybiotyków. Polska zajmuje drugie miejsce w Europie w zużyciu antybiotyków na kg produkcji zwierzęcej. Zużywamy ich cztery razy więcej niż Dania, 2,5 razy więcej niż Niemcy czy Francja. Trzeba jednak pamiętać, że strategie nie są prawem unijnym, tylko zobowiązaniem politycznym. Słusznie powiedział pan komisarz, że przepisy są tworzone na poziomie krajowym. I większość rozwiązań, na które nie godzą się nasi rolnicy, powstała w Polsce. To dotyczy głównie ekoschematów.– Polscy rolnicy złożyli ponad 400 tys. wniosków o płatności w ramach ekoschematów, więc nie mają z tym problemów – bronił się komisarz Wojciechowski. – Przecież na 1,3 mln gospodarstw jest tylko 300-400 tys. aktywnych rolników. To właśnie ci, którzy weszli w ekoschematy. 25 proc. płatności bezpośrednich zostanie dla nich, a nie rozejdzie się w sposób nie zawsze sprawiedliwy. Otrzymają dopłaty za poprawę dobrostanu zwierząt, stosowanie rolnictwa węglowego czy za uprawy miododajne. Komisarz Wojciechowski obiecał jednak, że do końca swojej kadencji postara się, aby niektóre wymogi (w szczególności normy GAEC 6 – okrywa zimowa, GAEC 7 – płodozmian i GAEC 8 – ugorowanie, w tym roku po raz trzeci objęte derogacją) zostały przesunięte do nieobowiązkowych ekoschematów.

Rosja na światowych rynkach

Drugi problem to import produktów rolno-spożywczych z Ukrainy. Dyskutanci podkreślali, że mimo iż prawie od roku dopuszczalny jest tylko tranzyt ukraińskiego ziarna zbóż i rzepaku, ceny skupu tych towarów w Polsce nadal są bardzo niskie. – Nie z powodu importu z Ukrainy, tylko z powodu sytuacji na rynkach światowych – dowodził dr Plewa. – Na giełdach ceny zbóż są najniższe od 2021 r., a koszty produkcji, które zwiększyły się po wybuchu wojny, pozostały wysokie – stwierdził wiceminister rolnictwa Michał Kołodziejczak (PO). Minister Adam Nowak oburzał się: – Niedopuszczalne jest, że rozmawiamy o embargu na produkty z Ukrainy, a zapominamy, że do UE legalnie wjeżdżają produkty z Rosji. Michał Kołodziejczak podał dokładne dane – trzy lata temu Rosja sprzedała w UE ok. 1 mln t zbóż, dwa lata temu – ok. 900 tys. t, w ub.r. – 1,4 mln t. Odbiorcami były głównie Grecja, Litwa i Hiszpania. – Dodając do tego rośliny oleiste, w ubiegłym sezonie Europa sprowadziła 1,6 mln t rosyjskich surowców – dodał Mirosław Marciniak, niezależny analityk rynków rolnych (InfoGrain). – Rosja miała dwa razy z rzędu bardzo wysokie zbiory. Mają więc rekordowe zapasy i rekordową nadwyżkę eksportową. Dzisiaj to Rosja bardzo mocno oddziałuje na ceny światowe. Weszła na te rynki, na których dotychczas sprzedawała Europa, np. Arabii Saudyjskiej, Algierii, Egiptu. Tymczasem Polska ma nadwyżkę 12 mln t. Żeby te zboża wyeksportować, musimy to robić po konkurencyjnych cenach, a przez wiele miesięcy nasze zboża były droższe od rosyjskich i ukraińskich. Na dodatek najwięksi importerzy pszenicy – państwa afrykańskie i bliskowschodnie mają teraz problemy gospodarcze. Egipt organizuje przetargi na pszenicę z terminem płatności 180, a nawet 270 dni, szuka więc finansowania poza bankami. – Nie jest łatwe objęcie tych produktów unijnymi sankcjami, ponieważ także kraje południa Europy potrzebują ziarna paszowego – dodał Marek Budzisz, publicysta, były doradca ministra finansów w rządzie Jerzego Buzka.  – Znajdziemy jakieś rozwiązanie – ma nadzieję Julij Zoria, ekspert ds. handlu międzynarodowego i współpracy między Ukrainą a Polską. – Polska ma dodatni bilans handlowy z Ukrainą – przypomniał. – Moim zdaniem, potencjał współpracy między naszymi krajami jest bardzo duży. Obecny polski eksport do Ukrainy ma wartość ok. 11 mld euro, podczas gdy eksport Polski do niewielkich Czech wynosi 35 mld euro. Na dodatek Polska eksportuje do Ukrainy głównie produkty gotowe do spożycia, a Ukraina głównie surowce, które w Polsce są przetwarzane i sprzedawane także w Ukrainie.Minister Kołodziejczak zapewniał, że na nasz rynek nie trafiają już ukraińskie pszenica, kukurydza, rzepak, słonecznik oraz przetwory z tych surowców. – Krajowa Administracja Skarbowa tego pilnuje – stwierdził. – W tym roku przez Polskę przejechało tranzytem 0,5 mln t produktów, na które nałożone jest embargo. Połowa z tego to nasiona kukurydzy. Powinniśmy zrobić wszystko, żeby te nasiona trafiły do państw trzecich, a nie na rynki europejskie, które są też ważne dla naszych producentów. Dlatego musimy rozbudowywać infrastrukturę, która pozwoli eksportować ukraińskie, ale też polskie towary, bo przecież jesteśmy rynkiem nadwyżkowym. Wtórował mu Wiesław Gryn, rolnik i wiceprezes Zamojskiego Towarzystwa Rolniczego: – Od dwudziestu lat przekonujemy kolejne rządy, że konieczna jest rozbudowa portów i budowa wschodniej magistrali kolejowej, która dzisiaj znacząco ułatwiłaby Ukrainie eksport towarów. Dzisiaj też się o tym nie mówi. Ani o tym, że unijne rolnictwo nie jest przygotowane na zderzenie z rolnictwem globalnym, któremu za moment będziemy musieli stawić czoła. Zdaniem ministra Kołodziejczaka, KE mogłaby wprowadzić licencjonowanie ukraińskiego importu oraz takie same wymogi dla płodów rolnych z Ukrainy, jakie muszą spełniać produkty unijne, chociażby odnośnie do użycia pestycydów.– Są umowy, są do nich specyfikacje i importerzy produktów żywnościowych kontrolują, czy towar jest zgodny z umową – wyjaśniał Julij Zoria. – Przecież z krajów pozaunijnych sprowadzamy banany, ananasy, pomarańcze. I żyjemy. A pokazywane przez rolników zgniłe ziarno kukurydzy stoi na bocznicy na przejściu granicznym od kwietnia ub., kiedy decyzja rządu zablokowała jego sprzedaż w Polsce. Żadne ziarno nie wytrzyma przez rok w wagonie.

Blokowanie nie pomoże

Także prof. Olena Borodina, członek korespondent Narodowej Akademii Nauk Ukrainy przekonywała, że blokowanie importu z Ukrainy nie rozwiąże problemów polskich rolników i wyjaśniała, jak działa ukraińskie rolnictwo. W ciągu 30 lat ukształtowała się w jej kraju „dualna struktura” gospodarstw. Połowa gruntów rolnych należy do agroholdingów, gospodarujących na setkach tysięcy hektarów, a połowa do rolników indywidualnych, mających znacznie mniejsze gospodarstwa. Sektor korporacyjny jest nastawiony na eksport swojej produkcji, a sektor indywidualny zaopatruje rynek wewnętrzny. – Niestety, powoduje to, że spada bezpieczeństwo żywnościowe Ukrainy ponieważ małe gospodarstwa nie mogą konkurować z tymi wielkimi – przyznała prof. Borodina. Na pytanie, czy agroholdingi płacą w Ukrainie podatki, prof. Borodina odpowiedziała, że podatki płacą podmioty, które wchodzą w skład agroholdingów i które mają własną osobowość prawną, ale są to obciążenia bardzo małe. Uczestnicy debaty zgadzali się, że polskie rolnictwo powinno się dobrze przygotować na wejście Ukrainy do UE, mimo że nie będzie to proces szybki. – Polska potrzebowała 10 lat negocjacji i przygotowań – przypomniał dr Plewa. – Ukraina złożyła wniosek w 2023 r., negocjacje jeszcze się formalnie nie rozpoczęły, a zaczną się od przeglądu aktów prawnych. Później nastąpią okresy przejściowe. Ukraina będzie musiała rozwiązać problem korupcji i wprowadzić unijne rozwiązania prawne. Na razie więc ukraińskie rolnictwo nie zagraża naszemu i z jego powodu WPR się nie zmieni.Zmiany już jednak postępują i są niezależne od ewentualnego wejścia do UE Ukrainy. – Unia będzie bardziej dofinansowywała rolników, którzy dostarczają „dobra publiczne”, czyli opiekują się środowiskiem – nie ukrywał dr Plewa. – W tym kierunku idą też USA. Trzeba rolnikom jasno powiedzieć, że nie mogą mieć korzyści i nie wypełniać wymogów. Czy WPR będzie działać po 2028 r.? Jeśli tak, to w jakim kierunku będzie się zmieniać? – Nie jest planowana likwidacja WPR – zapewnił komisarz Wojciechowski – lecz jej finansowanie nie jest już przesądzone. Trzeba stoczyć batalię o to, żeby WPR miała większy budżet. Trzeba też stworzyć III filar WPR, przeznaczony na interwencje kryzysowe, bo obecne 450 mln euro rocznie to za mało przy tej skali problemów. 

Małgorzata Felińska

fot. Krzysztof Zacharuk

GALERIA ZDJĘĆ

Zapoznałem się z informacją o
administratorze i przetwarzaniu danych

Komentarze

Brak komentarzy