Niestabilność szkodzi rolnictwu
2024-06-05
Politycy, którzy w ostatnich latach mocno wmieszali się w funkcjonowanie polskiego sektora rolno-spożywczego, doprowadzili do sytuacji, w której głos ekspertów stał się ledwo słyszalny. Najwyższy czas, aby odwrócić niekorzystną sytuację – mówili zgodnie uczestnicy debaty zorganizowanej 16 maja w Prószkowie k. Opola.
W debacie zatytułowanej „Rynek zbóż i rzepaku w kontekście stanowiska Unii Europejskiej wobec Ukrainy, Rosji i Białorusi” wzięli udział: Monika Piątkowska, prezes Izby Zbożowo-Paszowej; Tomasz Wika, reprezentujący firmę Bunge; Wiesław Gryn, wiceprezes Zamojskiego Towarzystwa Rolniczego; Piotr Szysz z firmy BZK Group oraz Mariusz Olejnik, prezes Spółdzielni Grup „Polski Rzepak i Zboża”.
Zabrakło rzetelności
Uczestnicy 90-minutowej dyskusji zwracali uwagę, że ostatnie dwa lata w polskim rolnictwie to jeden z najtrudniejszych okresów, z jakim mieliśmy do czynienia od dawna. – W debacie publicznej wywołano wiele emocji, na które nałożył się kontekst polityczny. W trakcie protestów rolniczych, a także w komunikatach administracji publicznej pojawiła się cała masa opinii nie zawsze opartych na rzetelnych danych, co przyczyniło się z kolei do wyrządzenia olbrzymich szkód – podkreślała Monika Piątkowska, prezes Izby Zbożowo-Paszowej, która 7 maja została ponownie wybrana na 4-letnią kadencję.
Piątkowska podkreśliła, że zamknięcie granicy dla ukraińskich zbóż zadziałało, ale jednocześnie sprowokowało ostry konflikt z Ukrainą. – Nie mam w tej sprawie pretensji do rolników czy firm importujących ziarno, ale do polityków i środowisk opiniotwórczych, które nie pokusiły się o rzetelną analizę danych, a jedynie skupiały się na graniu na emocjach. Gdy sprawa została przeciągnięta na kwestie tranzytu, okazało się, że temat szkodzi długofalowo budowaniu dobrych relacji polsko-ukraińskich. Nie powinniśmy konfliktować się, a dobrze wykorzystać okres konfliktu, tzn. zainteresowania i oczekiwania wobec państw przyfrontowych. Polska przespała czas, w którym mogliśmy uzyskać z UE ogromne pieniądze na przebudowę infrastruktury transportowej – krytykowała szefowa Izby Zbożowo-Paszowej.
W ślimaczym tempie
W kontekście zapóźnień wypowiadał się także Wiesław Gryn z Zamojskiego Towarzystwa Rolniczego, który zwracał szczególną uwagę na problemy związane z infrastrukturą kolejową. – Niewiele dzieje się w kierunku zmiany niekorzystnej sytuacji. Dzisiaj, jeżeli nie postawimy na kolej, która jest podstawowym środkiem transportu w każdej szerokości geograficznej, to przegramy – tłumaczył Gryn. – Nasza infrastruktura jest nie tylko wielce nieefektywna, ale jednocześnie bardzo droga w utrzymaniu. Dam prosty przykład: pociąg towarowy ze wschodniej granicy do Gdańska jedzie z prędkością średnią 23 km/h. W tej sytuacji sprzedajemy w innych regionach destabilizując ich sytuację. Tymczasem powinno być inaczej, czyli nadwyżki powinny jechać bezpośrednio do portów – grzmiał Wiesław Gryn.
Mariusz Olejnik, prezes Spółdzielni Grup „Polski Rzepak i Zboża” zwracał uwagę, że nowe inwestycje to konieczność. – Bez nich nie uda się utrzymać konkurencyjności polskiego rolnictwa, zwłaszcza w kontekście wejścia Ukrainy do Unii Europejskiej. – Nie wiemy, kiedy to się stanie, ale stanie się na pewno – zaznaczył Olejnik. Zastrzegł, że Spółdzielnia Grup „Polski Rzepak i Zboża” nie ogląda się na polityczne obietnice, ale prężnie działa. – Pracujemy na podstawie szczegółowych analiz rynku, prowadzimy dyskusję wewnątrz spółdzielni i na tej podstawie tworzymy strategie sprzedaży. Nie podejmujemy pochopnych decyzji – zastrzegł prezes Olejnik. W jego ocenie protesty rolnicze zwróciły uwagę społeczeństwa na problemy polskiego rolnictwa, ale nie doprowadziły do ich rozwiązania. – Teraz czas na merytoryczną dyskusję – zachęcał.
Australia zamiast Ukrainy
Piotr Szysz z firmy BZK Group zwracał uwagę, że ministerialne dopłaty do zbóż opierały się w gruncie rzeczy na danych „z sufitu”. – Nie wiemy, jakie były rzeczywiste zapasy, gdy ogłaszano dopłaty. Dziś na rynku są problemy z zakupem pszenicy, ponieważ każdy kalkuluje, co mu się opłaca – tłumaczył Szysz.
Tomasz Wika, reprezentujący firmę Bunge podnosił, że Polsce powinno zależeć na dobrej pozycji Ukrainy, jako solidnego partnera w biznesie rolnym. – Firmy przetwórcze z kryzysu ukraińskiego wychodzą mocno poturbowane, ponieważ wiele decyzji podejmowano w oparciu o emocje, a nie fakty. Rynek sam potrafi regulować przepływ towarów, dlatego mieszanie się polityków w cały proces nie jest dobrym pomysłem – zaznaczył i dał jasno do zrozumienia, że jeżeli na polskim rynku zabraknie rzepaku, naturalnym rynkiem surowca powinna być Ukraina. – Jednak gdy ten kierunek będzie zamknięty, podejmiemy decyzje o imporcie z innych państw. Z ciężkim sercem będziemy musieli importować rzepak z Australii, co nie jest ani ekonomicznie uzasadnione, ani logiczne w sensie geograficznym. Doszliśmy do absurdów, które nie mają nic wspólnego z logiką. Przemysłowi nie będzie łatwo wrócić do rynkowych mechanizmów i normalnego funkcjonowania, czyli takiego jak przed atakiem Rosji na Ukrainę – podkreślił.
Czas się dostosować
Podczas debaty wielokrotnie podnoszono konieczność reform zarówno w polskim, jak i europejskim rolnictwie. – Stopniowe odchodzenie od dopłat na rzecz zwiększenia inwestycji w modernizację gospodarstw i dostosowanie do globalnej konkurencji to powinny być priorytety Wspólnej Polityki Rolnej po 2028 r. – mówiła Monika Piątkowska.
W podobnym tonie wypowiadał się Mariusz Olejnik, prezes Spółdzielni Grup „Polski Rzepak i Zboża”, który postulował trwałe zmiany w WPR polegające na docenianiu gospodarstw produkujących na rynek, a nie poszukiwaniu dopłatami wyborczych głosów na wsi. – Mamy 350 tys. gospodarstw produkujących na rynek i to one powinny być wzmacniane – zastrzegał.
20 lat Polski w UE
W trakcie podsumowania zwracano uwagę, że każdy z nas zdaje sobie sprawę z tego, że spokój i zaufanie w biznesie to podstawa. Dlatego wydaje się, że najwyższy czas, aby odłożyć na bok wzajemne animozje i na nowo zacząć budować dobre relacje, które z pewnością przełożą się na większe zyski.
Potrzebne są korekty w polityce, które przyczynią się do trwałych zmian w polityce agrarnej. Dziś widać, że konsolidacja i budowanie gospodarstw towarowych ma sens. Między bajki można włożyć budowanie małych gospodarstw rodzinnych opartych na ekologicznych uprawach, ponieważ to nie zdaje egzaminu.
Jeżeli chcemy budować bezpieczeństwo żywnościowe, musimy postawić na mądrą konsolidację. Tylko w ten sposób polskie rolnictwo zdoła utrzymać silną pozycję, która ze strony Ukrainy jest zagrożona. Niemniej pamiętajmy, że podobnie było 20 lat temu, gdy wstępowaliśmy do Unii Europejskiej. Niemcy i Francja miały podobne obawy. Stąd okresy przejściowe i inne elementy polityki unijnej.
tekst i fot. Krzysztof Zacharuk
Artykuł ukazał się w wydaniu 06/2024 miesięcznika „Przedsiębiorca Rolny”
Komentarze
Brak komentarzy