Ogromny popyt na jagnięta

2019-09-02

Kilogram wełny z merynosów polskich w starym typie kosztuje w skupie 3,70 zł. Strzygaczowi trzeba zapłacić 5 zł za każdą owcę, a więc oddać 1,5 kg wełny z pozyskiwanych 4,5 kg. Zarobek hodowcy jest niewielki. – Żyjemy z dopłat do rasy zachowawczej i ze sprzedaży jagniąt – mówi Piotr Łukaszewicz, rolnik z Broniewa.

Owce to w gospodarstwie w Broniewie (woj. kujawsko-pomorskie) podstawowa produkcja. Stado merynosów mieli już rodzice rolnika, od których państwo Mirosława i Piotr Łukaszewiczowie przejęli gospodarstwo w 1999 r. Obejmowało wtedy ok. 50 ha.

Rozdrobniona produkcja polowa

Ponieważ rolnicy systematycznie kupowali ziemię od sąsiadów i od Agencji Nieruchomości Rolnych, teraz gospodarują na ok. 100 ha. Rozłóg nie jest zwarty, mają wiele działek. W sąsiedztwie podwórza gospodarczego leży tylko 15 ha, reszta oddalona jest o 2-5 km. Na polach rosną: rzepak ozimy, buraki cukrowe, ziemniaki skrobiowe, pszenica ozima, pszenżyto ozime, owies, jęczmień jary, kukurydza na ziarno i kiszonkę, łubin i lucerna. Są tu też trwałe użytki zielone. Przeważają rośliny okopowe – ziemniaki i buraki zajmują corocznie 25 ha. Gospodarz stosuje racjonalny płodozmian (czteropolówkę) i poplony ścierniskowe – mieszankę gorczycy, owsa i łubinu. Sieje odmiany rekomendowane dla województwa.

– Jeśli coś nie obrodzi lub ceny są niskie, to zarobimy na innej uprawie. Nigdy się nie zdarzyło, żeby cała produkcja była pod kreską – tak Piotr Łukaszewicz wyjaśnia dużą różnorodność. Mimo że areał przeznaczony pod poszczególne gatunki jest niewielki, rolnicy uprawiają dwie odmiany buraków, 2-3 odmiany rzepaku ozimego, 5-6 odmian ziemniaków. – Wtedy zbiór przypada w różnych terminach i można sobie rozłożyć pracę – mówi właściciel gospodarstwa.

Ponieważ gleby są tu mozaikowate, od kl. IIIa do VI, plony zależą od pogody. Jeśli sprzyja, rolnicy zbierają 8 t pszenicy z ha, jęczmień plonuje podobnie, pszenżyto daje ok. 7 t/ha, plony buraków to 70 t/ha, a ziemniaków – 50 t/ha. – W ubiegłym roku z powodu suszy plony zbóż były o połowę mniejsze, ucierpiały też okopowe – przyznaje rolnik. – Jesteśmy uzależnieni od deszczu – dodaje.

Pola nie są nawadniane, Piotr Łukaszewicz nie stosuje też uprawy bezorkowej, ale jak może wzbogaca glebę w materię organiczną – co cztery lata każda działka nawożona jest obornikiem (mieszanka owczego, świńskiego i bydlęcego) w ilości 30-40 t/ha. Obornik przyorywany jest jesienią po zbiorze zbóż, lub wiosną, razem ze zmarzniętym poplonem ścierniskowym – pod okopowe i kukurydzę. – To bardzo poprawia strukturę gleby, rośliny zatrzymują wilgoć z opadów zimowych – mówi gospodarz. Dzięki nawożeniu organicznemu ogranicza też nawożenie mineralne azotem. Co cztery lata robi badania gleb.

W gospodarstwie jest imponujący park maszynowy: ciągniki, kombajny zbożowe, do zbioru ziemniaków i buraków, sadzarka do ziemniaków, sortownik do przygotowywania własnych sadzeniaków, prasa, owijarka… Maszyny właściciele kupili z dofinansowaniem unijnym – dwa razy otrzymali wsparcie z działania „Modernizacja gospodarstw rolnych”. – Korzystamy z usług tylko przy zbiorze kukurydzy na kiszonkę i na ziarno – mówi rolnik.

Rolnicy przekonują, że nie mają problemów z dzikami. Gospodarstwo jest ogrodzone, zwierzyna nie ma dostępu do budynków. Tam, gdzie na polach pojawiały się dziki sieją ziarno kukurydzy zaprawione Mesurolem 500 FS. – To działa na nie odstraszająco – zapewnia Piotr Łukaszewicz.

Dopłaty do owiec

Zbiory w większości przeznaczone są na pasze. Owies jest podstawą w żywieniu owiec, kiszonka z kukurydzy, podobnie jak z lucerny oraz sianokiszonki przeznaczone są dla opasów i owiec, buraki cukrowe (wysłodki oraz liście) dla opasów, zboże dla trzody chlewnej. Kiszonki z kukurydzy rolnik robi na pryzmach, wysłodki kiszą się w rękawach foliowych lub na pryzmie, a sianokiszonka w belach. Rolnicy dokupują tylko dla każdej grupy zwierząt premiksy i dodatki mineralno-witaminowe.

Tak jak jego ojciec, Piotr Łukaszewicz traktuje owce jako główną specjalizację gospodarstwa. Całe stado liczy 350 sztuk, przede wszystkim rasy merynos polski w starym typie, ale w tej liczbie jest też prawie 60 matek merynosa polskiego i oraz kilka owiec rasy suffolk. Te należą do syna gospodarzy, który skończył właśnie II klasę Technikum Rolniczego w Samostrzelu, jest pasjonatem rolnictwa, a w szczególności hodowli owiec i zamierza rozbudować swoje stado.

Zwierzęta rasy merynos polski w starym typie zostały wyodrębnione w gospodarstwie w Broniewie w 2008 r. ze stada merynosa polskiego. Zrobiła to komisja pod przewodnictwem prof. Jędrzeja de Pelikan-Krupińskiego, która oglądała każdą owcę będącą pod kontrolą i oceniała jej cechy. – Merynos polski w starym typie to rasa zachowawcza. Musi mieć zarost głowy tylko do linii oczu, zarost nóg do stawu skokowego, wełnę w odpowiednim asortymencie, plenność co najmniej 150 procent. Ze 180 sztuk, które wtedy mieliśmy komisja wybrała 70 do programu ochrony zasobów genetycznych. Reszta owiec pozostała w drugim stadzie – mówi Piotr Łukaszewicz.

Największy dochód przynoszony przez stado pochodzi z dopłat. Dotacje wynoszą 360 zł rocznie do każdej matki rasy merynos polski w starym typie, a w programie gospodarstwo ma 150 matek. Dodatkowo do każdej samicy (niezależnie od rasy) w wieku ponad 12 miesięcy rolnicy dostają 25 euro w ramach dopłaty do owiec z PROW. W stadzie jest też osiem tryków.

Matki rodzą średnio 1,5 jagnięcia rocznie – to dobra plenność. Gospodarstwo sprzedaje więc rocznie ok. 150 jagniąt na rzeź, ponieważ najlepsze sztuki (20-30 proc.) pozostawiane są na remont stada. Jagnięta o masie ok. 28 kg kupują za pośrednictwem Regionalnego Związku Hodowców Owiec i Kóz w Bydgoszczy Włosi i Holendrzy, cięższe, ok. 40-kilogramowe związek sprzedaje w Niemczech i coraz częściej w Polsce. – Nie mamy żadnego problemu ze zbytem. Popyt na jagnięta jest ogromny. Moglibyśmy produkować znacznie więcej, niestety, nie mamy możliwości. Musielibyśmy rozbudować istniejące lub postawić nowe owczarnie – mówi Piotr Łukaszewicz.

– Poza tym przy wykotach, które przypadają na sierpień i wrzesień zostaję sama, bo mąż i syn pracują w polu – dodaje Mirosława Łukaszewicz (rolnicy radzą sobie sami, nie zatrudniają pracowników).

– Można byłoby wstawić inną rasę, żeby wykoty przypadały na inny okres, ale z drugiej strony najlepszy czas na sprzedaż jagniąt przypada przed świętami Bożego Narodzenia. I później na Wielkanoc. Teraz trochę się to zaciera, nawet w maju, w czerwcu sprzedajemy cięższe jagnięta w dobrej cenie, jednak główna sprzedaż przypada na okres przedświąteczny, kiedy zwierzęta mają 3-3,5 miesiąca – wyjaśnia rolnik.

Łukaszewiczowie sprzedają też tryki hodowlane (10 rocznie) w cenie 800 zł za sztukę.

Natomiast wełna to produkt uboczny, mimo że jest bardzo dobrej jakości, cienka i uniwersalna. Owce muszą być strzyżone raz w roku, w Broniewie strzyża odbywa się 1-2 miesiące przed wykotami – w lipcu. Wełnę hodowcy sprzedają za pośrednictwem Regionalnego Związku Hodowców Owiec i Kóz w Bydgoszczy, w tym sezonie w cenie 3,70 zł/kg. Wełna innych ras jest jeszcze tańsza, np. z merynosa barwnego kosztuje 2,50 zł/kg. – Ponieważ strzygaczowi trzeba zapłacić 5 złotych za sztukę, a więc równowartość prawie 1,5 kilograma wełny, a z owcy pozyskuje się 4-4,5 kilograma, dla hodowcy zostaje niewiele – mówi Piotr Łukaszewicz. – Dlatego poza dopłatami największy przychód mamy ze sprzedaży jagniąt.

Tuczniki i opasy

Państwo Łukaszewiczowie utrzymują też trzodę chlewną – prowadzą tucz w cyklu otwartym. – Kupujemy warchlaki o masie ponad 20 kilogramów wyłącznie od polskich rolników – mówi hodowca. – Automaty paszowe sprawiają, że produkcja nie jest pracochłonna. Trzeba tylko przygotować paszę i dościelać słomę w kojcach, w których mieści się po 25 tuczników. Są zdrowe, nie mamy upadków. Po wywozie tuczników czyścimy kojec i wstawiamy nową partię warchlaków. Rocznie sprzedajemy około 300 tuczników. Gdy nie było opasów sprzedawaliśmy 500-600 sztuk. Opasy wyparły trzodę ze względu na cenę. A także po to, żeby zróżnicować produkcję. I żona chciała – dodaje Piotr Łukaszewicz.

Z żywieniem opasów nie ma problemu, bo dostają to samo co owce, dodatkowo trochę więcej zboża. Rolnicy opasają mieszańce i rasy mięsne. Teraz kupują cielęta głównie rasy simental (mleczno-mięsnej). Rocznie sprzedają ok. 20 sztuk opasów. – W tym roku sprzedaliśmy już 12, zaraz po pierwszym spadku cen, po aferze z „leżakami”. Natomiast ostatnią dostawę sprzedaliśmy w cenie 6,80 zł za kilogram żywca, tuż przed spadkiem cen do 5,40-5,80 zł – mówi Mirosława Łukaszewicz. 

Cały tekst można przeczytać w wydaniu 09/2019 miesięcznika „Przedsiębiorca Rolny”

Małgorzata Felińska
Fot. Jarosław Pruss

Zapoznałem się z informacją o
administratorze i przetwarzaniu danych

Komentarze

Brak komentarzy