Osiemnaście hektarów na pracownika

2019-06-03

– Jeśli Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa odbierze nam Gospodarstwo Rolne Grąblewo, będziemy musieli rozstać się z 27 pracującymi tu członkami spółdzielni. Będzie to nasz poważny problem, nie KOWR-u czy ministerstwa rolnictwa – mówi Michał Szymański, prezes RSP w Urbanowie.

Zacznijmy jednak od początku. Rolnicza Spółdzielnia Produkcyjna w Urbanowie (Wielkopolska) powstała w 1953 r., na bazie majątku należącego do rodziny Żółtowskich, rozparcelowanego po II wojnie światowej dekretem PKWN. – Początkowo gospodarowała na 450 hektarach, z których większość stanowiły wkłady gruntowe spółdzielców – byłych pracowników majątku. W latach 80. pracowało tu ponad 70 osób – jako traktorzyści, oborowi, mechanicy w warsztatach naprawczych czy w grupie budowlanej – mówi Michał Szymański, prezes RSP, który rozpoczął pracę w spółdzielni w grudniu 1979 r. jako kierownik produkcji. W styczniu 1982 r. został szefem RSP w Urbanowie i dalej podlegała mu bezpośrednio produkcja roślinna. – Produkcją zwierzęcą zajmowała się moja żona Bożena. Do dzisiaj razem pracujemy i to z satysfakcją, choć moglibyśmy już przejść na emeryturę – dodaje.

Agencja nic nie gwarantuje

W 1993 r. Agencja Własności Rolnej Skarbu Państwa wystawiła na przetarg 456-hektarowe Gospodarstwo Rolne Grąblewo, które sąsiaduje z gruntami spółdzielni w Urbanowie. – Do przetargu stanęła spółka pracownicza i my. Wygraliśmy i podpisaliśmy umowę dzierżawy na 15 lat z możliwością przedłużenia do 30 lat. Agencja zobowiązała nas do zatrudnienia wszystkich pracowników dawnego PGR (chętni zostali członkami spółdzielni), do przejęcia całego inwentarza i maszyn, mimo że nadawały się tylko na złom, a białaczkowe bydło o średniej wydajności 3600 litrów mleka rocznie należało jak najszybciej wymienić. Zabiedzone, zawszone i zapchlone owce musieliśmy natychmiast zlikwidować – wspomina Michał Szymański. – Ciężką pracą doprowadziliśmy gospodarstwo w Grąblewie do właściwego stanu, a zasobność gleby w makro- i mikroelementy oraz próchnicę uległa znacznej poprawie.

W 2007 r. zarząd RSP wystąpił do Agencji Nieruchomości Rolnych z wnioskiem o przedłużenie dzierżawy do 30 lat, czyli do 2023 r. Agencja przedłużyła umowę tylko na 10 lat. Tymczasem w 2011 r. weszła w życie PSL-owska nowelizacja ustawy o gospodarowaniu nieruchomościami rolnymi Skarbu Państwa, zmuszająca duże dzierżawione od ANR gospodarstwa do wyłączenia z umowy 30 proc. użytków rolnych. Objęła ona gospodarstwa mające ponad 428 ha. – My mieliśmy 456 hektarów – przypomina prezes Szymański. – Gdyby agencja wyłączyła wcześniej część gruntów, a taka możliwość została zapisana w umowie dzierżawy, nie podlegalibyśmy pod tę ustawę. Agencja nie była jednak zainteresowana wyłączeniem tych działek, gdyż byliśmy i jesteśmy dobrymi włodarzami i ANR nie miała z nami żadnych problemów.

Prezes Szymański zapytał więc dyrektora oddziału ANR w Poznaniu, czy jeśli RSP odda 30 proc. użytków rolnych to agencja przedłuży spółdzielni umowę dzierżawy lub zagwarantuje jej prawo pierwokupu majątku? – Dyrektor odpowiedział, że nie może nam tego zagwarantować – mówi szef spółdzielni. – Dlaczego więc mieliśmy oddać przed czasem 30 procent użytków rolnych? Gospodarstwo Grąblewo jest zapleczem paszowym dla stada bydła. Mieliśmy jeszcze niespłacone preferencyjne kredyty. Oświadczyliśmy, że 30-tki możemy oddać, ale nie w 2012 roku, tylko w 2014, gdy już spłacimy kredyt i w sposób naturalny zmniejszymy stan inwentarza. Chcieliśmy też, żeby ANR uczciwie rozliczyła się z nami i zapłaciła za podniesienie zasobności gleby, za remonty walących się budynków gospodarczych i inwentarskich. Agencja nie zgodziła się na takie rozwiązanie. Odpowiedziała, że to jest niezgodnie z ustawą o gospodarowaniu nieruchomościami rolnymi Skarbu Państwa. W związku z tym straciliśmy prawo pierwokupu gospodarstwa w Grąblewie lub przedłużenia umowy dzierżawy.

W oborach i na pastwiskach

W 2004 r. RSP w Urbanowie kupiła zasiedlone krowami, jałówkami i bykami budynki inwentarskie i 15 ha gruntów rolnych po zlikwidowanym gospodarstwie w Sielinku. – Teraz mamy tam naszą najlepszą oborę – mówi prezes Szymański. – Kupiliśmy Sielinko będąc przekonani, że gospodarstwo Grąblewo będzie dalej w naszym władaniu.

Spółdzielnia specjalizuje się w produkcji mleka. Stado bydła rasy holsztyńsko-fryzyjskiej liczy 1300 sztuk, w tym 420 krów mlecznych w oborach w Urbanowie, (gdzie znajduje się również mieszalnia pasz), Grąblewie i Sielinku. Średnia wydajność wynosi 8,7-9 tys. l od krowy rocznie.

Wszystkie obory (zabytkowe, z XIX w.) są ściołowe, uwięziowe, krowy dojone są za pomocą dojarek przewodowych. Latem w Urbanowie krowy przez pół dnia trzymane są na pastwisku. W Grąblewie tylko krowy przed wycieleniem chodzą luzem. Cielęta chowane są w budkach typu iglo. Jałówki natomiast utrzymywane są luzem w byłej owczarni, na pastwiskach i okólnikach.

Bydło żywione jest tu TMR-em z kiszonką z kukurydzy, sianokiszonką z traw i lucerny. Pasze treściwe wydzielane są indywidualnie krowom dojnym, dwa lub trzy razy dziennie, w zależności od ich wydajności. Ponieważ mleczarnia, do której RSP odstawia mleko, od dwóch lat wymaga pasz bez GMO, dlatego śrutę sojową zastąpiono tu śrutą rzepakową. Tylko najbardziej wydajne krowy żywione są śrutą sojową non GMO z firmy Agrolok. Stamtąd pochodzi też używana w gospodarstwie śruta rzepakowa.

Urodzone w stadzie jałówki przeznaczane są na remont, a byczki do opasu, który trwa dwa lata – do osiągnięcia masy 700 kg.

Największy dochód gospodarstwa pochodzi z mleka, którego RSP odstawia ok. 400 tys. l miesięcznie. To 4,8 mln l rocznie, czyli 8 mln zł przychodu. Reszta pochodzi z produkcji roślinnej (2,5 mln zł) i ze sprzedaży opasów (200 sztuk rocznie po ok. 5 tys. zł za sztukę daje 1 mln zł).

Wyrzucili wszystkie pługi

Gleba w Urbanowie zakwalifikowana jest do kl. IVa i IVb (niewielkie kawałki do kl. III). Natomiast w Grąblewie do IIIa i IIIb oraz niewielkie kawałki do kl. IV i V. Rozłóg pól jest korzystny, gdyż gospodarstwa położone są w bezpośrednim sąsiedztwie. Najdalsze pola leżą w odległości 10 km od ośrodka gospodarczego w Urbanowie.

W strukturze zasiewów dominują zboża (220 ha) i kukurydza na kiszonkę (180 ha) oraz na ziarno (40 ha). Spółdzielcy uprawiają też buraki cukrowe na 100 ha, taki sam areał zajmuje rzepak ozimy, a łąki użytkowane kośnie i pastwiskowo oraz użytki zielone to kolejne 200 ha. Znaczna część produkcji roślinnej przeznaczana jest na pasze dla bydła.

Od 14 lat RSP uprawia cały areał bezorkowo i osiąga coraz wyższe plony, średnio 78 t/ha buraków cukrowych, 4 t/ha rzepaku i 8 t/ha zbóż. – Do orki już nie wrócimy – zapewnia prezes Szymański. – Zlikwidowałem wszystkie pługi, żeby mnie nie kusiło. Dla naszych gleb to najlepszy system. Najpierw mieliśmy tylko agregaty do płytkiej uprawy i agregat uprawowo-siewny, a teraz kukurydzę, rzepak i buraki uprawiamy w systemie strip till (pasowo) agregatem firmy Duro France, który w czasie jednego przejazdu spulchnia glebę, sieje i nawozi pod korzeń nawozem wieloskładnikowym. Jestem z tej maszyny bardzo zadowolony. Nawozy azotowe stosujemy tylko w formie płynnej NTS /RSM+S/. W tym roku przy uprawie bezorkowej i ograniczonej uprawie wiosennej zmniejszyliśmy w sposób znaczący utratę wody, której po suchej zimie było niewiele. Nasiona buraków zasiane tą metodą trafiły w wilgotną glebę i wschody są równomierne o obsadzie ponad 100 tysięcy roślin na hektarze. U nas suszy nie było widać. Nie zwiewało też tumanów gleby z pól, jak w innych miejscach, bo resztki roślinne utrzymały ją na miejscu.

Po zbiorach pola uprawiane są zrywaczem Compil (także firmy Duro France), bardzo płytko – łopatki jedynie przewracają wierzchnią warstwę gleby. Przed siewem ozimin, po wzejściu chwastów niszczone są one glifosatem. Jesienią pracownicy przygotowują też pola pod buraki tak, żeby wiosną tylko płytko wymieszać glebę.

Obornik składowany jest na płytach obornikowych adaptowanych z dawnych silosów na kiszonkę. Produkcja obornika przy tak dużym stadzie bydła wystarcza do nawożenia każdego pola co drugi, trzeci rok dawką 35 t/ha. Dzięki temu zawartość próchnicy wzrosła z niecałego 1 proc. do 1,8-1,9 proc., a zużycie nawozów mineralnych można było ograniczyć.

– Co przekonało mnie do wprowadzenia uprawy bezorkowej? Jest wiele powodów – mówi prezes Szymański. – Mniejsze koszty poniesione na uprawę gleby i zakup nawozów mineralnych, zatrzymanie wilgoci w glebie, nie niszczenie bakterii tlenowych i beztlenowych, jakie ma miejsce przy uprawie orkowej. To pewnie był najważniejszy powódPamiętam, że kiedy głęboko przyorywałem obornik, to na drugi rok wykonując ponownie orkę widziałem, że część obornika nie była zmineralizowana. Stosując prawidłowe zmianowanie, rośliny płytko korzeniące się uprawiam na przemian z tymi o głębokim systemie korzeniowym. Po kilku latach zlikwidowały one podeszwę płużną. Kanaliki po zmineralizowanych korzeniach stwarzają dogodne warunki dla utrzymania prawidłowych stosunków powietrzno-wodnych. Kanaliki te służą również dżdżownicom, których z roku na rok jest więcej. Teraz mieszamy obornik z glebą na głębokość 15 centymetrów i po trzech miesiącach już go nie widać – dżdżownice zdążą go przerobić i zmineralizować – mówi Michał Szymański.

Czym zastąpić glifosat?

Pięć lat temu RSP w Urbanowie gościła naukowców z całej Polski w ramach konferencji dotyczącej uproszczonych systemów uprawy gleby. – Przygotowaliśmy pole po zbiorze jęczmienia ozimego. Na ściernisko w lipcu daliśmy 35 ton obornika na hektar mieszając go z glebą na głębokość 15 cm i zasialiśmy mieszankę: bobik, peluszkę, rzodkiew, facelię oraz słonecznik – opowiada szef RSP. – W październiku poplon osiągnął wysokość ponad 1,5 metra. Zrobiliśmy odkrywkę na głębokość 1,5 metra i okazało się, że obornika już nie ma, a korzenie sięgają do dwóch metrów. Widać było pracę dżdżownic, tak w pionowym jak i poziomym układzie. Nie było widocznej podeszwy płużnej. Widzieliśmy, jak gleba żyje po wieloletniej bezorkowej uprawie. Jeśli zastosowalibyśmy głębosz lub pług, to zniszczymy cały ten efekt – przekonuje prezes Szymański i dodaje: – Jestem zwolennikiem uprawy bezorkowej nie tylko z powodu oszczędności na paliwie i robociźnie, ale przede wszystkim dlatego, że urodzajność gleby wzrasta. Boję się jednak, że zostanie wycofany glifosat i nie będzie czym go zastąpić. Oczywiście, nie wrócę do orki, ale będę musiał niszczyć chwasty mechanicznie, a więc zwiększyć liczbę przejazdów, a to ubije glebę, przesuszy ją i popsuje jej strukturę.

Cały tekst można przeczytać w wydaniu 06/2019 miesięcznika „Przedsiębiorca Rolny”

Małgorzata Felińska
Fot. Jarosław Pruss

Zapoznałem się z informacją o
administratorze i przetwarzaniu danych

Komentarze

Brak komentarzy