Postawili na mleko
2019-02-01
Joanna i Marek Kaźmierczakowie z Wójcina w gm. Żnin (woj. kujawsko-pomorskie) od 13 lat w swoim 130-hektarowym gospodarstwie rolnym zajmują się produkcją mleka. Średnia wydajność w ich gospodarstwie wynosi prawie 10 tys. l mleka od krowy w laktacji.
Marek Kaźmierczak przejął 26-hektarowe gospodarstwo od rodziców w 2006 r. Później przez kilkanaście lat razem z żoną powiększał je, dokupując lub dzierżawiąc grunty od Agencji Nieruchomości Rolnych oraz od sąsiadów.
Obornik trzeba przyorać
Teraz rolnicy gospodarują na 130 ha III i IV klasy, z czego 60 ha dzierżawią od prywatnych właścicieli. Rozłóg jest rozrzucony w promieniu 15 km. 20 ha zajmują użytki zielone (w tym na 11 ha rośnie lucerna na sianokiszonkę, a na pozostałej powierzchni założone są łąki), na 15 ha rosną buraki (zakontraktowane w Cukrowni Nakło – KSC), na 20 ha zboża ozime (pszenica, pszenżyto i jęczmień), na 75 ha kukurydza na ziarno i kiszonkę. Zboża i kukurydza przeznaczone są na pasze dla bydła.
Rolnik uprawia ziemię tradycyjnie, orkowo, ze względu na konieczność przyorywania dużych ilości obornika od stada bydła. Na każde pole obornik w ilości 30 t/ha trafia raz na trzy lata (użytki zielone nawożone są przekompostowanym obornikiem). Jest go w gospodarstwie tak dużo, że rolnik oddaje obornik za słomę swoim sąsiadom. Tak nawożona gleba, z dużą ilością próchnicy, długo utrzymuje wilgoć. W normalnych latach nie ma więc potrzeby stosowania uprawy zmniejszającej parowanie wody.
Średnie plony trzech zbóż wynoszą od 5 do 12 t z ha, w zależności od pogody. Najgorzej było w 2018 r. z powodu suszy. Straty na polach komisja oszacowała na ponad 30 proc., rolnicy dostali pomoc suszową w wysokości 500 zł do ha. – Mimo że ubiegły rok był bardzo suchy, w naszym gospodarstwie nie było tragedii – mówi Marek Kaźmierczak. Tylko raz, jesienią ubiegłego roku, ze względu na suszę rolnik zasiał zboże po kukurydzy nie orząc wcześniej gleby, wzruszając ją jedynie broną talerzową. W styczniu oziminy były w dobrej kondycji.
Ruja wykrywana na oko
Marek Kaźmierczak rozpoczynał od stada liczącego 20 krów mlecznych, które przejął wraz z gospodarstwem. Teraz chwali się, że nie dokupił ani jednego zwierzęcia, a obecnie stado liczy 211 sztuk (w tym 100 krów mlecznych rasy holsztyńsko-fryzyjskiej). Utrzymywane jest w oborze wolnostanowiskowej na głębokiej ściółce wymienianej co półtora miesiąca. Rocznie rolnik potrzebuje 1,5 tys. t słomy. Nie tylko dostaje ją od sąsiadów za obornik, ale też kupuje w bardziej oddalonych gospodarstwach. – To mankament tej obory – przyznaje. – Słomy z własnej produkcji nam nie wystarcza.
Obora jest bardzo wysoka. Nad kalenicą biegnie daszek z poliwęglanu podniesiony w stosunku do dachu, więc wentylacja grawitacyjna działa bardzo dobrze. W budynku nie ma przykrych zapachów, mimo że rolnik nie stosuje efektywnych mikroorganizmów. Jedna strona obory podzielonej gankiem paszowym biegnącym środkiem przeznaczona jest dla krów dojnych, druga dla jałówek, jałówek zacielonych i krów zasuszonych.
Gospodarz inseminuje krowy nasieniem najlepszych buhajów h-f, ale jeśli nieskuteczne są trzy, cztery inseminacje z rządu krowa kryta jest nasieniem buhajów rasy mięsnej – charolaise, a jałówka – angus, ponieważ cielęta tej rasy są mniejsze. Nasienie od amerykańskich buhajów ras mięsnych i h-f rolnik kupuje w prywatnych firmach, bo – jak twierdzi – jest znacznie lepsze niż polskich buhajów. – Rozród jest u nas największym problemem – przyznaje Marek Kaźmierczak. – Krowa powinna być zacielona najpóźniej po trzech miesiącach od porodu, a to się nam nie udaje. Nie mamy skomputeryzowanej obory, więc ruję wykrywamy na oko.
Część byczków-mieszańców niedługo po urodzeniu rolnik sprzedaje sąsiadom, część przeznacza na opas. Na remont stada zostają jałówki h-f. W cielętniku, w którym zwierzęta podzielone na dwie grupy wiekowe utrzymywane są akże na głębokiej ściółce, znajduje się dwustanowiskowa stacja odpajania cieląt preparatami mlekozastępczymi. Cielęta korzystają z niej do trzech miesięcy. Starsze żywione są takim samym TMR-em jak krowy, tylko pasza treściwa przygotowywana jest specjalnie pod ich potrzeby. Mieszana jest w gospodarstwie ze zbóż i śruty sojowej, do tego dodawane są witaminy.
Dorosłe bydło żywione jest TMR-em składającym się z kiszonki z kukurydzy, sianokiszonki z lucerny, wysłodków buraczanych i młóta browarnianego. Do tego pasze treściwe (zboża i śruta sojowa non GMO) oraz dodatki mineralno-witaminowe. Rolnik ma wóz paszowy i sam przygotowuje dawki. Podstawowa dawka ułożona jest pod grupę pierwszą (mniej wydajną) krów mlecznych. Dla bardziej wydajnej grupy drugiej dosypuje dodatkowe ilości pasz treściwych.
Opasy dostają dawki takie jak krowy mleczne. – Dzięki temu moje byki po 18 miesiącach ważą po 900 kilogramów i są gotowe do sprzedaży – przekonuje rolnik. Cena takich mieszańców wynosi obecnie ok. 6 zł za kg żywej wagi. – To nie jest nasze główne źródło utrzymania, raczej dodatek do produkcji mleka – twierdzi rolnik.
Gospodarze specjalizują się w produkcji mleka. W oborze mają halę udojową typu „rybia ość” (po pięć stanowisk z każdej strony). Dój odbywa się dwa razy dziennie, rano i wieczorem. Średnia wydajność krów sięga 10 tys. l mleka w laktacji. Jeśli krowa daje poniżej 8 tys. l mleka, trafia do rzeźni, ponieważ nie opłaca się jej trzymać. – Gdyby w oborze było mniejsze zagęszczenie, krowy dożywałyby nie czterech, a pięciu laktacji – twierdzi gospodarz. Rolnicy sprzedają ok. 1 mln l mleka rocznie Spółdzielni Mleczarskiej Cuiavia w Inowrocławiu, z którą podpisali długoterminową umowę. – Cena jest beznadziejna – narzeka Marek Kaźmierczak. – Teraz dostajemy 1,26 złotych za litr, podczas gdy opłacalna cena moim zdaniem to 1,50 złotego. Przy takiej można byłoby inwestować.
Cały tekst można przeczytać w wydaniu 02/2019 miesięcznika „Przedsiębiorca Rolny”
Małgorzata Felińska
Fot. Jarosław Pruss
Komentarze
Brak komentarzy