Rolnictwo to nasza pasja
2019-04-01
– Cały czas uczymy się, wprowadzamy nowe technologie, nowe maszyny – mówią Marian i jego synowie – Marek oraz Piotr Stenzlowie, prowadzący 380-hektarowe rodzinne gospodarstwo w Pępowie pod Gdańskiem, gdzie uprawiają warzywa, ziemniaki oraz zboża.
– Zaczynaliśmy w 1991 roku od 8,5 hektarów kupionych w Pępowie przez rodziców mojej pierwszej żony Anny – odpowiada Marian Stenzel pytany o początki gospodarstwa. – Teściowie mieli jedną krowę i trochę zboża. A my uznaliśmy, że trzeba produkcję ukierunkować i wybraliśmy uprawę kapusty na czterech hektarach. Mieliśmy szczęście, bo 1992 rok był wyjątkowy – cena kapusty białej była bardzo wysoka, zarobiliśmy więc dużo, jak na tak małe gospodarstwo i nasze ówczesne możliwości. To był strzał w dziesiątkę.
Inwestowali w ziemię
Państwo Stenzelowie uznali wtedy, że muszą powiększyć gospodarstwo i zaczęli kupować grunty od sąsiadów-rolników. – W latach 90. nie było jeszcze takiej ekspansji mieszkańców Gdańska na okoliczne gminy, nie było dopłat unijnych, a właścicielom małych gospodarstw nie chciało się uprawiać ziemi, więc kupowaliśmy od nich po 4-5 hektarów. Wszystkie zarobione pieniądze inwestowaliśmy w powiększenie i rozbudowę naszego gospodarstwa – opowiada rolnik. W 2002 r. Marian Stenzel najpierw wydzierżawił od Agencji Nieruchomości Rolnych, a później, po 9-letniej dzierżawie kupił popegeerowskie 200-hektarowe gospodarstwo we wsi Przyjaźń.
Zakupy ziemi trwały do 2012 r., kiedy gmina Żukowo stworzyła plan zagospodarowania przestrzennego i właściciele gospodarstw rolnych zaczęli dzielić grunty na działki budowlane. Dalsze zakupy ziemi od rolników stały się nieuzasadnione ekonomicznie.
Rodzina Stenzlów ma teraz 380-hektarowe gospodarstwo rolne, w którym uprawia ziemniaki, warzywa i zboża, firmę Agro-Anna, która przetwarza warzywa, a grupa producencka Polfarm płody sprzedaje. Niedawno przedsiębiorcy zajęli się usługami rolniczymi, żeby zarabiać także na tym i wykorzystać fundusze unijne na zakup maszyn, które będą pracowały też w ich gospodarstwach. Wnioski złożone do Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa nie zostały jeszcze rozpatrzone.
Ośrodki gospodarcze znajdują się w Pępowie (główna siedziba gospodarstwa) i w Przyjaźni (druga siedziba gospodarstwa oraz zautomatyzowana sortownia warzyw z magazynami, przetwórnią i zapleczem biurowym, która powstała w 2014 r. i przerabia kilka tysięcy ton warzyw rocznie). Rolnicy mają własne środki transportowe, którymi dostarczają do klientów ziemniaki i warzywa, po towar podjeżdżają też ciężarówki klientów.
Marianowi Stenzlowi pomagają żona Maria (zajmuje się księgowością),córka Natalia (skończyła zarządzanie na Politechnice Gdańskiej) i dwóch najstarszych synów: Marek (skończył Wydział Rolniczy na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie z tytułem mgr inż.) oraz Piotr (studiuje rolnictwo, ma już tytuł inżyniera, jest najlepszym studentem na roku). Trzeci syn Adam też chce studiować rolnictwo. – Teraz, kiedy pomagają mi dzieci, czuję się jak na wakacjach. Wcześniej ciężko pracowałem, po 16-18 godzin na dobę – mówi Marian Stenzel. – Dopiero od trzech lat wyjeżdżamy na wakacje, przez 26 lat nigdy nie było na to czasu.
– Dziesięć lat temu zmarła nasza mama. Wtedy naprawdę było ciężko. Ale zacisnęliśmy pięści i ruszyliśmy do przodu, mimo że zawsze nam jej brakuje – dodaje Piotr Stenzel.
Zbiór ogórków z „samolotu”
Rolnicy wyspecjalizowali się w uprawie ziemniaków sałatkowych i kapusty, uprawiają też inne warzywa: ogórki, marchew, pietruszkę, seler, por i buraki ćwikłowe. Głównie odmiany holenderskie, tylko odmiany ogórka polskie. – Są najlepsze i dostosowane do naszego klimatu, na przykład Julian czy Borus – przekonują. – Poza tym zagraniczne odmiany dają co prawda wysokie plony – od 80 do 150 ton z hektara, ale w przeciwieństwie do polskich źle się kiszą. To ważne, ponieważ całe zbiory ogórków przeznaczone są do kiszenia, co odbywa się w ogromnych silosach.
Plony marchwi sięgają tu 85 t/ha, kapusty wczesnej 80 t, kapusty późnej 180 t, ogórków ponad 60 t/ha. – W różnych latach jedne gatunki warzyw mają dobrą cenę, inne niską. Ale przy takiej dywersyfikacji upraw średnio rocznie osiągamy stabilny dochód – dodaje Marek Stenzel. – Minusem jest natomiast to, że musimy mieć pełne komplety maszyn do wszystkich upraw. Nie korzystamy usług polowych.
Rolnicy mają ponad 150 maszyn: ciągniki, pługi, agregaty uprawowe, separatory kamieni, siewniki, opryskiwacze, kombajny do zbioru kapusty, do warzyw korzeniowych, do zbóż. – Do zbioru ogórków kupiliśmy niemiecką profesjonalną maszynę, którą nazywamy „samolotem”, ponieważ ma skrzydła podobne do samolotu. Na skrzydłach o rozpiętości 24 metrów leżą pracownicy i zbierają ogórki. Układają je na taśmociągu, który transportuje warzywa na przyczepę. Nie chodzą po polu, nie noszą ciężkich skrzynek i nie depczą roślin, na co ogórki są bardzo wrażliwe – wyjaśnia Marian Stenzel.
Rolnictwa precyzyjnego producenci jeszcze nie stosują, ale zamierzają skorzystać z dotacji unijnej na „Różnicowanie działalności nierolniczej” i wyposażyć ciągniki w GPS oparty na stacji RTK. – Od tego roku już nie my, tylko profesjonalna firma będzie pobierała na naszych polach próby glebowe. Mamy też zamiar kupić rozsiewacz nawozów ze zmiennym dawkowaniem. Widzimy taką potrzebę, bo mamy mozaikowatą ziemię, więc w niektórych miejscach stosować będziemy mniej nawozów, a to da nam oszczędności. W ten sposób będziemy też chronić środowisko – mówią. – Wcześniej nie kupowaliśmy urządzeń do rolnictwa precyzyjnego, bo żadna nawigacja nie radziła sobie z bardzo małymi prędkościami, z którymi trzeba jeździć na przykład podczas sadzenia kapusty. Przy prędkości poniżej 5 km/h nawigacja wyłączała się, bo dla niej sprzęt stał, a nie jechał. Teraz technologie są inne i nie ma takich problemów.
Ziemniaki wśród kamieni
Od ponad 20 lat Marian Stenzel uprawia ziemniaki na 60-100 ha. – Stosujemy irlandzką technologię – wyjaśnia. – Wszystkie grunty przeznaczone pod ziemniaki są głęboszowane i odkamieniane. Zbieramy około 300 ton kamieni każdego roku. Jeśli lata są burzowe, jeszcze więcej. Mamy słabe gleby klasy IVa i IVb, które łatwo się przesuszają, więc kamienie mają tu swoje zadanie. Pod nimi zawsze utrzymuje się wilgoć. Nie możemy wyzbierać wszystkich, dlatego przesiewamy tylko 30-centymetrową warstwę ziemi specjalnymi maszynami. Kupiliśmy całą technologię, mamy specjalne redła do pługa oraz specjalistyczne odkamieniarki, a właściwie separatory kamieni firmy Grimme i sadzarki.
Najpierw pługiem usypuje się wielkie kopce, jak pod szparagi, następnie jedzie ciągnik z separatorem kamieni i przesiewa ziemię na zagon o wysokości ok. 40 centymetrów, w który z kolei sadzarka sadzi sadzeniaki. Ziemia na redlinach jest tak pulchna, że można włożyć rękę po łokieć. Dzięki temu ziemniaki nie mają po zbiorze żadnych obić. Większe kamienie są wywożone z pól, a mniejsze wysypywane w bruzdy, co ogranicza parowanie gleby. – Także dlatego, że nie ma na tych polach podeszwy płużnej, mamy mało problemów z suszą. W ubiegłym roku susza była wielka, a my mieliśmy bardzo dobre zbiory ziemniaków, przy czym pomimo braku opadów daliśmy sobie radę bez konieczności nadmiernego nawadniania – zdradzają rolnicy.
Przed wysadzeniem bulwy są pobudzone w przechowalni i zaprawione przeciwko rizoktoniozie. Sadzenie rozpoczyna się w III dekadzie marca. Na hektarze rośnie ok. 40 tys. roślin. Przed wschodami stosuje się tu jeden z herbicydów doglebowych. W czasie wegetacji trzykrotnie dokarmia się rośliny nawozem mikroelementowym, natomiast opryski fungicydami przeciwko zarazie ziemniaczanej wykonuje się 4-5 razy. W razie potrzeby rolnicy zwalczają larwy stonki ziemniaczanej.
Rekordowe plony ziemniaków (bardzo wczesnej odmiany Berber) Marian Stenzel zebrał w 2006 r. – 96 t/ha, podczas gdy hodowca podaje plonowanie na poziomie 34 t/ha. Wtedy ziemniaki były bardzo drogie. W następnym roku ta odmiana plonowała już gorzej – dała niecałe 50 t/ha, co też jest świetnym wynikiem. Średnie plony wynoszą w Pępowie 50-60 t/ha.
Na polach gospodarstwa rośnie zwykle pięć odmian ziemniaków – od najwcześniejszych do późnych. – Wykopki zaczynamy w końcu czerwca, kiedy dojrzewają odmiany Riviera i Carrera. W lipcu zbieramy Vinetę i Sagittę, ostatnie odmiany we wrześniu – mówi Marian Stenzel. – Gdy pojawia się nowa odmiana wysadzamy ją na poletkach w gospodarstwie i sprawdzamy.
– Nie sprzedajemy bulw prosto z pola, tylko je kalibrujemy, myjemy i pakujemy, a bulwy małe, nienadające się do handlu detalicznego przetwarzamy w nowej przetwórni, której potencjał produkcyjny ciągle się zwiększa – wyjaśnia Marek Stenzel.
Gotowy produkt to ziemniaki przygotowane do spożycia po podgrzaniu.– Klienci chcą się zaopatrywać u nas przez cały rok i dlatego w wielu przypadkach mamy ceny całoroczne – zaznacza Marian Stenzel.
Kapusta świeża i kiszona
Druga pod względem wielkości areału uprawa to kapusta biała (6-7 odmian o różnej długości wegetacji, od 70 do 140 dni), która rośnie na 60 ha i której gospodarstwo produkuje kilkatys. t rocznie. Docelowo rolnicy chcą zwiększyć obrót kapustą do 20 tys. t, przetwarzając zbiory własne oraz kontraktowane u okolicznych rolników. – Zamierzamy zawierać z sąsiadami kontrakty na kapustę z 1-2 hektarów, ponieważ mamy wielu klientów, którzy chcą ją od nas kupować. Niestety, sami nie mamy takiego areału, żeby sprostać zamówieniom. Skupimy więc kapustę od rolników, będziemy ją sortować, pakować i sprzedawać w główkach albo przerabiać, czyli kisić. Najpierw jednak musimy producentów przeszkolić, zatrudnić pracownika, który będzie pilnował plantacji, dobierał odmiany, doradzał w kwestiach ochrony – snuje plany Marian Stenzel.
Kiszone w silosach są główki kapusty zbyt duże do sprzedaży lub krzywo obcięte. Dzięki temu całe zbiory zostają wykorzystane, nie marnowane. Teraz tylko odpady z uprawy i przerobu warzyw przedsiębiorcy oddają rolnikom, którzy skarmiają je bydłem oraz myśliwym, którzy dokarmiają dziką zwierzynę.
Cały tekst można przeczytać w wydaniu 04/2019 miesięcznika „Przedsiębiorca Rolny”
Małgorzata Felińska
Fot. Jarosław Pruss
Komentarze
Brak komentarzy