Sektor wołowiny walczy z kryzysem wizerunkowym
2020-01-08
Afera w ubojni w Kalinowie była ciosem dla hodowców i producentów bydła mięsnego. Ceny skupu spadły nawet o 20 proc, a wizerunek całej branży został mocno nadwyrężony. Ciężka kilkumiesięczna praca nad jego odbudową w końcu zaczyna przynosić efekty.
Koniec roku jest przez hodowców i producentów bydła mięsnego określany mianem żniw. Niestety, minione miesiące nie były dla nich zbyt udane. – Obecna cena skupu bydła wciąż nie jest dla nas satysfakcjonująca. Uważam ten rok za stracony i boję się o przyszły – mówi Zygmunt Jodko, prezes zarządu spółki Agro Bieganów.
– Sytuacja na rynku wołowiny powoli się poprawia, ale jestem daleki od optymizmu. W ostatnim kwartale roku, a szczególnie od połowy listopada obserwujemy wzrost cen bydła ubojowego. Mimo to nadal znacząco różnią się one od tych, które zakłady oferowały na początku 2019 roku, przed ujawnieniem afery w ubojni w Kalinowe – twierdzi Jacek Zarzecki, prezes Polskiego Związku Hodowców i Producentów Bydła Mięsnego.
– Spodziewam się, że ceny bydła w Polsce do końca stycznia będą powoli rosły. Nie zmienia to faktu, że ubiegły rok był dla nas bardzo trudny. Mieliśmy do czynienia z ekstremalną sytuacją związaną z kryzysem wizerunkowym. Ceny zmalały średnio o 10 procent, a w niektórych przypadkach odnotowaliśmy spadki dochodzące nawet do 20 procent. Zgadzam się więc, że jest to rok stracony – dodaje Jerzy Wierzbicki, prezes Polskiego Zrzeszenia Producentów Bydła Mięsnego.
Nowe rynki dają nadzieję
Optymizmem napawa otwieranie się na polską wołowinę nowych rynków, takich jak Algieria czy Arabia Saudyjska. – Algieria jest dla nas pewnym ratunkiem. Nie oznacza to jednak, że od razu zaczniemy eksportować tam duże ilości. Żeby było to możliwe należy znaleźć dobrego pośrednika, albo zapewnić jednorazowo bardzo duży transport zwierząt – podkreśla Zygmunt Jodko.
Z kolei Jacek Zarzecki uważa, że tamtejszy rynek będzie jednym z najszybciej rozwijających się w 2020 r. co może znacząco poprawić polski bilans handlu wołowiną. Jego zdaniem, musimy także spojrzeć na to, co dzieje się za naszą wschodnią granicą. Tamte kraje również zwiększają import tego mięsa oraz żywych zwierząt.
– Powinniśmy z całym rozmachem wejść na rynki ukraiński i białoruski. Nie widzę w tym nic złego. Skoro jest tam zapotrzebowanie na żywiec wołowy, możemy skorzystać z tej szansy. Przede wszystkim jednak musimy dalej walczyć o rynek chiński, który może nam zagwarantować dużą stabilizację – twierdzi prezes Zarzecki.
Hodowla może się opłacać
– W produkcji bydła mięsnego bardzo dużą rolę odgrywa odpowiednia organizacja żywienia. Jeśli rolnicy nie dysponują produktami ubocznymi, które mogą stanowić doskonałe zamienniki drogich pasz, wówczas trudno jest uzyskać opłacalność chowu – mówi Zygmunt Jodko. Duże gospodarstwa łatwiej pozyskują te komponenty. Firmy są bowiem zainteresowane jednorazową sprzedażą większych partii, które później trzeba umiejętnie przechowywać. Właściciele mniejszych stad mogą wykorzystać inne możliwości.
– Na hodowlę bydła należy spojrzeć całościowo, również przez pryzmat produkcji roślinnej. Jeśli umiejętnie będziemy stosować międzyplony, na przykład siać groch, a następnie mieszać i komponować go z innymi zbożami z małym udziałem drogich dodatków treściwych, wówczas produkcja żywca wołowego będzie opłacalna. Znam hodowców, którzy potrafią w ciągu siedmiu miesięcy wyhodować 300-kilogramowego odsadka i sprzedać go z dużym zyskiem – dodaje prezes Zygmunt Jodko.
Wołowina coraz popularniejsza
Spożycie wołowiny w Polsce wciąż jest dużo niższe niż w Europie, gdzie wynosi ok. 10 kg na mieszkańca rocznie. W naszym kraju jemy średnio 3,5 kg na osobę. Kiedy jednak spojrzymy na te dane z perspektywy ostatnich trzech lat okazuje się, że w tym czasie spożycie wołowiny dynamicznie wzrosło – o ponad 200 proc. – Liczymy na to, że polski konsument wybierze dobrą polską wołowiną. Chcemy żeby wiedział, że w ten sposób kupuje produkt o wysokiej jakości, a przede wszystkim bezpieczny i powtarzalny. My jako producenci musimy zrobić wszystko, żeby go zapewnić i jesteśmy do tego przygotowani – obiecuje Jacek Zarzecki dodając, że w Polsce produkcja wołowiny rok do roku wzrosła o 8 proc.
Gdyby Polacy zwiększyli spożycie tego mięsa do ok. 6 kg na osobę rocznie, wówczas moglibyśmy nieco uniezależnić się od eksportu, który potrafi być bardzo nieprzewidywalny. Pokazała to ubiegłoroczna sytuacja na rynku tureckim, który został zamknięty z powodu nieprzyznania kontyngentów importowych.
– 8 procent naszej produkcji, która tam trafiała, czyli około 36 tysięcy ton, musieliśmy zagospodarować w inny sposób. I nagle hodowcy, którzy otrzymywali wysokie ceny za swoje zwierzęta zostali zmuszeni do sprzedaży ponad 30-miesięcznych buhajów za stawki właściwe dla krów w klasie P. To poniżające, ale niestety pośrednicy bez skrupułów wykorzystują takie sytuacje, a rolnicy czasami nie mają wyjścia – mówi Jacek Zarzecki.
Cel ataków
Hodowla bydła mięsnego w Polsce może się dynamicznie rozwijać. Mamy ku temu odpowiednie warunki, tj. klimat oraz dużą ilość użytków zielonych. Ciągle rośnie także zapotrzebowanie ze strony konsumentów na wysokiej jakości wołowinę kulinarną. Dlatego polskim rolnikom należy stworzyć odpowiednie warunki do tego, aby chcieli się zająć hodowlą i produkcją bydła mięsnego. Niestety ci, którzy się na to decydują, są coraz częściej są atakowani przez obrońców praw zwierząt. – Problem kwestionowania hodowli przeżuwaczy występuje nie tylko w Polsce. Jest coraz więcej ekologów czy pseudoekologów, nawet nie wiem jak ich nazywać, ludzi którzy mają inne spojrzenie na rolnictwo. Niepokoi fakt, że ich głos zaczyna być dominujący w debacie publicznej. Podważają oni w ogóle sens prowadzenia hodowli zwierząt, a w szczególności zwierząt poligastrycznych, które wytwarzają metan i inne gazy oskarżane o spowodowane globalnego ocieplenia. Osobiście nie godzę się z twierdzeniem, że trzeba ograniczyć produkcję bydła z uwagi na zagrożenia dla klimatu – mówi minister rolnictwa Jan K. Ardanowski.
– Sektor wołowiny jest celem nieustannych ataków, fake newsów, które są groźne, ponieważ propagują błędne informacje i w ten sposób wpływają na postrzeganie go przez konsumentów – mówił podczas 6. Forum Wołowiny dr Luigi Pio Scordamaglia, wiceprezes wykonawczy ASSOCARNI, narodowego stowarzyszenia reprezentującego włoski przemysł mięsny.
Podkreślił, że teza ekologów mówiąca o tym, że hodowla bydła ma wpływ na produkcję gazów cieplarnianych nie dość, że jest fałszywa, to jeszcze przekazywana w złej wierze. – We Włoszech 25 lat temu mieliśmy 10 milionów sztuk bydła, a emisja gazów cieplarnianych była na poziomie o połowie niższym niż obecnie. Aktualnie pogłowie bydła zmniejszyło się o 50 procent, a emisja tych gazów zwiększyła się ponad dwukrotnie. Nie trzeba być naukowcem, żeby zrozumieć, że również inne źródła odpowiadają za wzrost emisji gazów – podkreślał Luigi Pio Scordamaglia i dodał, że rolnictwo w całości odpowiada tylko za 10 proc. emisji gazów cieplarnianych, a hodowla zwierząt gospodarskich w Europie odpowiada tylko za niecałe 4 proc. emisji. Najbardziej szkodliwe dla środowiska są paliwa kopalniane.
Cały tekst można przeczytać w styczniowym numerze miesięcznika „Przedsiębiorca Rolny”
Mirosław Lewandowski
Fot. Tytus Żmijewski
Komentarze
Brak komentarzy