Zakaz importu niezbędny

2023-05-05

– To jest sprawa grubymi nićmi szyta, ustawiona pod to, żeby pewne firmy zarobiły kilka miliardów złotych i tak się stało. Dla uspokojenia nastrojów społecznych na wsi teraz miliardy złotych będą z budżetu dopłacane do tego żeby rozwiązać problem – mówi Jan K. Ardanowski, szef Rady do spraw Rolnictwa i Obszarów Wiejskich przy Prezydencie RP, byłym ministrem rolnictwa.

– Henryk Kowalczyk pożegnał się ze stanowiskiem ministra rolnictwa. O tym, że dojdzie do zmiany mówiło się już wcześniej. Na giełdzie potencjalnych następców obok Roberta Telusa pojawiło się również Pana nazwisko. Czy otrzymał Pan taką propozycję?

– Decyzję o tym, kto ma zostać ministrem w rządzie podejmuje kierownictwo partii i premier.  Ja takiej propozycji nie otrzymałem.

– Jak doszło do kryzysu na rynku zbóż i czy można było go przewidzieć?

– Polska jest dużym producentem zboża i znacznym eksporterem. W zależności od wielkości zbiorów musimy wyeksportować od 6 do10 mln ton ziarna rocznie. W związku z tym skutki niekontrolowanego importu z Ukrainy były łatwe do przewidzenia. Sygnalizowałem problemy od wielu miesięcy, ale nie mam satysfakcji z tego, że spełniło się wszystko co przewidywałem. Polska zadeklarowała się (nie mając ku temu możliwości), że przez nasz kraj będzie przepływało zboże z Ukrainy do innych państw. W pewnym sensie ponosi za to winę Komisja Europejska, która zniosła cła i kontyngenty dostępu. Można było przewidzieć, że import uderzy w kraje graniczące z Ukrainą, ale KE i unijny komisarz ds. rolnictwa Janusz Wojciechowski bagatelizowali sprawę przez wiele miesięcy. A teraz problem jest przerzucany na kraje członkowskie.

Rzeczywiście to Komisja Europejska podjęła decyzję o zniesieniu ceł i kontyngentów dostępu, jednak zgodziliśmy się na to – nie było sprzeciwu ze strony Polski. Co więcej, polski rząd nie wykonał żadnych działań żeby udrożnić eksport ukraińskiego zboża. To przecież nie KE a nasz rząd wprowadził kategorię zboża technicznego, żeby jeszcze import z Ukrainy przyspieszyć.

– To, że Komisja Europejska niefrasobliwie zezwoliła na bezcłowy przywóz bez kontyngentów zboża, rzepaku i innych produktów z Ukrainy nie zwalnia z odpowiedzi państwa członkowskiego, czyli Polski. To kraj mający granicę zewnętrzną Unii ma prawo i obowiązek kontrolować towary wchodzące na teren Wspólnoty. Szczególnie, że to godzi w nasze interesy. Nie upilnowanie granicy, brak kontroli ilościowych i jakościowych obciąża stronę polską. Niezgodne z prawem było – za co powinien ktoś personalnie odpowiedzieć – wprowadzenie kategorii zboża technicznego (nie występuje w obrocie międzynarodowym), które nie podlega żadnym kontrolom. Wiemy już dziś, że duża część tego zboża trafiła na pasze, a możliwe, że także do przemiału.

– W efekcie nie dość, że nie wykorzystaliśmy naszej historycznej szansy, żeby stać się hubem gospodarczym i zarobić na pomocy Ukrainie to jeszcze zrujnowaliśmy nasz rynek – tak twierdzą rolnicy i organizacje branżowe. W mediach pojawiła się lista firm, które na tym świetnie zarobiły – jak Pan to ocenia?

– To jest sprawa grubymi nićmi szyta, ustawiona pod to, żeby pewne firmy zarobiły kilka miliardów złotych i tak się stało. Dla uspokojenia nastrojów społecznych na wsi teraz miliardy złotych będą z budżetu dopłacane do tego żeby rozwiązać problem. Uszczelnienie tranzytu może pomóc, choć nie mam pewności, że on będzie szczelny. Docierają do mnie informacje – ale nie jestem w stanie ich zweryfikować, że właściciele środków transportu dostają propozycje, aby podstawić samochody na granicę ukraińską, przewieźć zboże do przygranicznych miejscowości niemieckich (np. do Görlitz), gdzie zostanie zniesiona kontrola i zboże wróci z powrotem do Polski. Zakaz importu na jakiś czas jest niezbędny, aby uporać się ze zbożem, które jest już w naszym kraju.

– W jaki więc sposób rozwiązać problem ukraińskiego zboża, które zasypało Polskę?

– Wydaje się, że wywiezienie zboża jest mało realne, nie mamy takich możliwości technicznych.  Inne sposoby zagospodarowania zboża to np. przerabianie go na spirytus dolewany do benzyn zgodnie z prawem. Dolew powinien być realizowany polskim bioetanolem, a nie sprowadzanym z Brazylii, czy innych krajów. Jak na razie to nasi gorzelnicy nie mają gdzie sprzedać już wyprodukowanego spirytusu. Część zboża gorszej jakości można przerobić w biogazowniach na biometan. Gazu przecież potrzebujemy, podobnie jak paliw i musimy sprowadzać go z zagranicy. Kolejne rozwiązanie to wykorzystanie zboża, które nie nadaje się na pasze czy do konsumpcji jako biomasę do współspalania w elektrowniach i elektrociepłowniach. Węgiel, który importujemy i przechowujemy trzeba zachować na zimę, a teraz powinniśmy wykorzystać gorszej jakości zboże jako paliwo do produkcji prądu i ciepła.

– Do żniw pozostały już tylko trzy miesiące. To niewiele czasu, aby rozwiązać problem zboża z Ukrainy, które nadal zalega w magazynach.

– Realnie patrząc nie należy się spodziewać wielkiego przerobu ukraińskiego zboża na spirytus ani w biogazowniach. Tym bardziej, że powinny zostać zmienione do tego przepisy. Również eksport w tym czasie będzie iluzoryczny. Pozostaje więc wykorzystanie zboża jako paliwa w kotłach dedykowanych do spalania biomasy. Ja o tym informowałem zarówno poprzedniego jak i obecnego ministra. Służę radą i pomocą, ale nie ponoszę odpowiedzialności za aktualne decyzje rządu. Pamiętajmy, że to co się wydarzyło w tym roku, to tylko przedsmak tego, co wydarzy się w kolejnych latach, jeśli nie poukładamy naszych relacji z Ukrainą i nie podpiszemy umów między naszymi krajami, które będą regulowały te kwestie. W przeciwnym razie nasze polskie rolnictwo nie wytrzyma konkurencji z ukraińskim.

Rozmawiała Magdalena Kowalczyk

fot. Krzysztof Zacharuk

Zapoznałem się z informacją o
administratorze i przetwarzaniu danych

Komentarze

Brak komentarzy