Zawieje wiatr odnowy

2019-03-01

Złagodzenie bardzo surowych przepisów dotyczących lokalizacji elektrowni wiatrowych planuje w najbliższym czasie Ministerstwo Energii. W nowelizacji ustawy „odległościowej”, nad którą pracuje resort, zliberalizowana ma zostać tzw. zasada 10h dotycząca minimalnej odległości wiatraków od zabudowań i terenów chronionych.

– Przewidujemy odblokowanie zasady 10h, przynajmniej w odniesieniu do tych inwestycji, które są możliwe do realizacji w gminach, w których jest na nie zgoda społeczna – mówił 31 stycznia podczas posiedzenia Sejmu Tomasz Dąbrowski, wiceminister energii. Prezentował wówczas działania, które pozwolą Polsce zwiększyć udział „zielonej” energii w zużyciu energii finalnej brutto.

Cel się oddalił

Obserwowany od pewnego czasu zwrot rządu ku ostro krytykowanym wcześniej wiatrakom na lądzie to skutek bardzo niekorzystnych wyliczeń, które dobitnie pokazują, że tempo wzrostu produkcji energii z odnawialnych źródeł jest dużo wolniejsze niż się spodziewano, a ograniczenia wobec branży wiatrakowej dodatkowo go spowolniły. Ministerstwo Energii, które do tej pory zaklinało rzeczywistość, pod koniec grudnia ub.r. w oficjalnym dokumencie przesłanym Komisji Europejskiej musiało w końcu przyznać, że Polsce nie uda się zrealizować unijnego celu, czyli do 2020 r. produkować 15 proc. energii z OZE. W projekcie „Krajowego planu na rzecz energii i klimatu na lata 2021-30” resort poinformował, że w 2020 r. udział odnawialnych źródeł energii w zużyciu energii finalnej brutto wyniesie zaledwie 13,8 proc. Oznacza to, że brakującą do zrealizowania celu „zieloną” energię trzeba będzie „dokupić” w ramach tzw. transferu statystycznego od innych państw mających nadwyżki, np. od Niemiec. Według szacunków Najwyższej Izby Kontroli, może nas to kosztować nawet 8 mld zł.

Sektor energetyki wiatrowej przekonuje, że Polska miała szansę wypełnić unijne zobowiązanie, nawet z nadwyżką. Jednak pogrzebała to przegłosowana w maju 2016 r. ustawa o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych, czyli tzw. ustawa odległościowa. Zgodnie z nią, od 2017 r. inwestorzy wiatrowi musieli płacić podatek od nieruchomości naliczony od całości inwestycji, czyli nie jak dotąd tylko od fundamentu i masztu, lecz także od elementów technicznych wiatraka. To znacznie podwyższyło koszty inwestycji i sprawiło, że wielu zagranicznych przedsiębiorców uciekło z polskiego rynku. Choć rząd w połowie ub.r. przywrócił „stare” zasady opodatkowania wiatraków, nie wycofał się z zasady 10h, która okazała się dla branży jeszcze dotkliwsza niż podatki. Ustanowiła bowiem minimalną odległość instalacji wiatrowej od zabudowań i terenów chronionych. Oznacza to, że nie można już stawiać wiatraków bliżej zabudowań niż wynosi 10-krotność wysokości całej elektrowni. – Czyli tak naprawdę nie można stawiać ich nigdzie. Nie ma bowiem w Polsce miejsc, które spełniałyby to kryterium – twierdzi dr Kamila Tarnacka, radca prawny i wiceprezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej.

Tracą inwestorzy i gminy

– Zasada 10h kończy wolną amerykankę, którą stosowały firmy stawiające wiatraki – podkreślał tuż po jej wprowadzeniu Krzysztof Tchórzewski, minister energii. – Coraz więcej ludzi protestuje, bo nie chcą mieć tych instalacji pod oknami. Dlatego postanowiliśmy uporządkować sprawy związane z lokalizowaniem farm wiatrowych. Chcemy pokazać, że opinia społeczeństwa jest dla nas bardzo ważna – mówił. Resort energii nie wziął jednak pod uwagę tego, że zasada 10h uderzy nie tylko w inwestorów, ale też w gminy (a więc pośrednio w samych mieszkańców), które były przychylne energetyce wiatrowej i liczyły na duże inwestycje, a co za tym idzie wysokie wpływy z podatków.

– Pierwsze wiatraki powstały u nas już w 2008 roku. Mieszkańcy szybko zrozumieli, że nie ma się czego bać. Wiatraki w żaden sposób nie wpłynęły na ich zdrowie, nie są uciążliwe w naszym codziennym funkcjonowaniu, a mamy ich już ponad 40. Pozwalają natomiast na realizację wielu gminnych inwestycji, na które bez pieniędzy z podatków od nich nie byłoby nas stać – mówi Leszek Kuliński, wójt gm. Kobylnica (woj. pomorskie) i przewodniczący Stowarzyszenia Gmin Przyjaznych Energii Odnawialnej. Jak twierdzi, w wielu gminach były plany wybudowania farm wiatrowych lub powiększenia już istniejących, jednak zasada 10h zmusiła inwestorów i samorządowców do wycofania się tych zamierzeń.

Prąd może być tańszy

– Branża wiatrowa od początku postulowała, by złagodzić zasadę 10h i pozwolić gminom, które akceptują wiatraki, na odstąpienie od niej. Chcemy, by wpływ na decyzję o lokalizacji farmy wiatrowej miała lokalna społeczność – mówi dr Kamila Tarnacka. Jak zaznacza, nie chodzi tylko o projekty, które dopiero mogłyby być zrealizowane, lecz także o działające już farmy, które niebawem się zamortyzują. – Gdyby ustawa nie została zliberalizowana, w miejsce zużytych instalacji nie mogłyby powstawać bardziej nowoczesne i przyjazne środowisku urządzenia, które mają o około 30 procent wyższą sprawność, a co za tym idzie mogą produkować prąd w każdych warunkach, nawet po 150 złotych za megawatogodzinę. Liczymy więc na szybką nowelizację także po to, by infrastruktura i pewne wprowadzone już udogodnienia utrzymać w dotychczasowych miejscach – dodaje wiceprezes PSEW.

– Przełom technologiczny, który miał miejsce w ostatnich kilku latach, doprowadził do znaczącego obniżenia kosztów produkcji energii z mocy wiatrowych. Podczas aukcji w listopadzie ubiegłego roku inwestorzy składali oferty, których cena średnio wynosiła 200 złotych za megawatogodzinę. W tym czasie na giełdzie energia kosztowała około 300 złotych za megawatogodzinę – przypomina Janusz Gajowiecki, prezes PSEW. Odblokowanie potencjału energetyki wiatrowej na lądzie pozwoli więc obniżyć rachunki za energię. Korzyści będzie oczywiście więcej, choćby lepsza jakość powietrza i niższa emisyjność naszej gospodarki. Co niezmiernie ważne, dodatkowe 2,5 tysiąca megawatów, które rząd obiecał zakontraktować w tegorocznych aukcjach, zmniejszy lukę między krajową produkcją „zielonej” energii a unijnym celem – podkreśla Gajowiecki.

Cały tekst można przeczytać w wydaniu 03/2019 miesięcznika „Przedsiębiorca Rolny”

Kamila Perkowska

Fot. Tytus Żmijewski

Zapoznałem się z informacją o
administratorze i przetwarzaniu danych

Komentarze

Brak komentarzy