Zmarnowana szansa i duże straty

2023-03-30

Po ataku Rosji na Ukrainę wiele mówiło się o tym, że możemy stać się hubem gospodarczym i skorzystać na transferze towarów z Ukrainy. Nie wykorzystaliśmy jednak tej szansy, a polscy rolnicy ponieśli straty. – Rząd nie zrobił nic, aby pomóc w transferze ukraińskiego zboża przez Polskę – uważa Monika Piątkowska, prezes Izby Zbożowo-Paszowej.

– Atak Rosji na Ukrainę wstrząsnął rynkiem zboża. Wiemy już, że umowa umożliwiająca Ukrainie eksport zboża z głównych portów Morza Czarnego została (pomimo oporu Kremla) przedłużona o kolejne cztery miesiące – co to oznacza dla Polski?

–Przedłużenie porozumień stambulskich jest krytyczne. Chodzi o umowę jaka została zawarta pomiędzy Rosją, Ukrainą a Turcją pod parasolem ONZ, na mocy której ukraińskie zboże można transportować przez Morze Czarne. Jednak mamy niejednoznaczne podejście do tych porozumień. Odblokowanie Morza Czarnego to niezwykle ważna sprawa, natomiast podczas tych rozmów negocjujemy z Putinem, mordercą i agresorem, w taki sposób jakby był równoprawnym partnerem handlowym. A nie jest i nie powinien nim być. Pierwszych porozumień nie dotrzymał, zbombardował porty, więc mamy świadomość, że tych zapisów może również nie przestrzegać.

Przypomnę, że zgodnie z ustaleniami, znaczna część ukraińskiego zboża miała trafiać do krajów Afryki Północnej, czyli tych najbardziej potrzebujących. Jednak tak się nie dzieje.

– Rzeczywiście, ziarno z Ukrainy przewożone jest do Chin, Turcji, Europy (m.in. do Hiszpanii i Portugalii, które mają niedobory zboża). Turcja wykorzystuje pozycję partnera przy rozmowach i część ukraińskiego zboża trafia właśnie tam. Rosja sprzedaje zboże, które zostało ukradzione Ukrainie. Chiny mają duże zapotrzebowanie na pszenicę, gdyż odbudowują pogłowie trzody chlewnej i wykorzystują zawarte porozumienie, żeby uzupełnić zapasy.

Co to wszystko oznacza dla Polski? Sprawny eksport zboża z Ukrainy przez Morze Czarne leży w naszym interesie, gdyż im więcej ukraińskiego ziarna wytransferowane zostanie drogą morską, tym mniej trzeba będzie wywieźć przez nasz kraj.

– Zgadza się. Jak wiadomo, zboże przewozimy przez Polskę i reeksportujemy przez nasze porty dalej. To rodzi ogromne problemy. Po pierwsze, przepustowość infrastruktury na granicy kolejowej i portowej jest wysoce niewydolna. W ostatnim tygodniu, od 5 do 12 marca, import pszenicy spoza UE wyniósł ponad 65 tys. ton, a kukurydzy ok. 9 tys. ton. W marcu br., wielkość eksportu pszenicy drogą morską będzie większa niż w lutym i wyniesie ponad 300 tys. ton. Ten proces idzie bardzo wolno – powinniśmy mieć infrastrukturę, która pozwoli na eksport milionów ton. Przepustowość naszych portów wynosi miesięcznie maksymalnie 800 tys. ton, więcej nie jesteśmy w stanie reeksportować. Natomiast drogą lądową jesteśmy w stanie wywieźć 10 proc. tego, co drogą morską. To są niewielkie ilości z globalnego punktu widzenia, ale z punktu widzenia polskiego rolnika stanowią ogromną różnicę. Część zboża zostaje w Polsce, zaopatrują się w nie firmy paszowe (głównie mówimy o kukurydzy). Ceny polskiego zboża spadają, co rodzi protesty rolników.

Z powodu masowego napływu zboża z Ukrainy krajowy rynek zbóż pozostaje niestabilny. Zdaniem prof. Andrzeja Kowalskiego z SGH, wieloletniego dyrektora IERiGŻ niepewność na rynku zbóż to cena jaką płacimy teraz za nieprzemyślane decyzje, o tym, że będziemy hubem gospodarczym i pomożemy w wywozie zboża z Ukrainy. Czy zgadza się z tym pani?

– Ukrainie trzeba pomagać, to jest oczywiste. Natomiast trzeba mieć świadomość własnych możliwości i pomagać w ten sposób, żeby nie zabijać własnego rynku. Rząd polski zobowiązał się do zrealizowania czegoś, czego nie miał prawa zrealizować choćby ze względu na infrastrukturę. Ponadto nie zadbał skutecznie o pomoc międzynarodową. Ale to jest przywara tego rządu, że nie współpracuje z UE i ze wszystkimi wokół jest pokłócony. Jeśli się ma takie relacje, a dyplomacja ekonomiczna nie działa, pomoc międzynarodowa jest niezbędna.

Jakie działania wykonał polski rząd, aby pomóc w transferze ukraińskiego zboża? Inwazja Rosji na Ukrainę trwa od roku, a zdaje się, że w tej kwestii nadal jesteśmy w punkcie wyjścia.

– Od roku mamy nieprzygotowaną infrastrukturę do takiego wyzwania. Do dziś rząd nie zrobił nic żeby ją usprawnić i zwiększyć przepustowość. Mam świadomość, że budowa dodatkowych torów kolejowych, twardej infrastruktury jest projektem długofalowym. Natomiast są takie elementy, które można szybko zrealizować jak np. zakup dodatkowych wagonów, postawienie bocznic tymczasowych. Część firm zbożowych chciała sfinansować i postawić w trybie pilnym we własnym zakresie tymczasową infrastrukturę przeładunkową. Nie było rozmów ani działania rządu w tym zakresie. Kolejna sprawa – stworzenie tymczasowych magazynów przeładunkowych, rząd nie zrobił również nic, nie porozumiał się z samorządami ani z sektorem. Pełnomocnik ds. zboża Rafał Mładanowicz, który działał przez pewien czas w ministerstwie, mimo, że do niego pisaliśmy nie spotkał się z nami ani razu. Później tłumaczył się, że nie mógł nic zrobić, bo nie dano mu do odpowiednich kompetencji.

A jak pani zdaniem powinien przebiegać transfer ukraińskiego zboża przez Polskę?

– Do transferu ukraińskiego zboża trzeba zaangażować międzynarodowe koncerny, które mają możliwości wywozowe, własne statki, zaplecze finansowe i kontakty międzynarodowe. Kolejna rzecz, która powinna być zrobiona a nie została to odblokowanie nam na poziomie świadectw fitosanitarnych możliwości handlu z niektórymi krajami (np. Egipt). Bardzo dużo błędów wynikających z zaniechania zostało popełnionych. Najwięcej mimo wszystko zrobiło w tej sprawie ministerstwo rolnictwa. Resort próbował usprawnić wywóz zboża z Ukrainy z pominięciem części kontroli stąd się wzięło tzw. zboże techniczne – w Polsce przecież nie ma takiej kategorii zboża.

Pojawienie się zboża technicznego wywołało dużo kontrowersji. Później ruszyły kontrole,  zrobił się z tego ogromny bałagan.

– Wszystko zostało zrobione nie tak jak powinno. Ministerstwo infrastruktury w ogóle nie dostrzegało problemu i kompletnie nic nie zrobiło. Ministerstwo rolnictwa próbowało coś robić, ale nieudolnie. Minister Henryk Kowalczyk jest przecież wicepremierem, powinien mieć wiodącą rolę, prowadzić rozmowy z ministerstwem infrastruktury, mobilizować je do pracy.

Rozmawiała Magdalena Kowalczyk

Cały tekst można przeczytać w wydaniu 04/2023 miesięcznika „Przedsiębiorca Rolny”

Zapoznałem się z informacją o
administratorze i przetwarzaniu danych

Komentarze

Brak komentarzy