Celem jest gospodarstwo zrównoważone
2020-04-01
– Stosuję bardzo uproszczony płodozmian – przyznaje Wiktor Wojtaś, właściciel 200-hektarowego gospodarstwa w Dąbrówce na Pomorzu. – Na lepszych glebach: rzepak – pszenica – pszenica – rzepak, a na gorszych: rzepak – pszenżyto/żyto – łubin – rzepak. Nie jest to rolnictwo zrównoważone. Chcę więc w zmianowaniu wprowadzić konopie.
Gospodarstwo jest w rodzinie od pięciu pokoleń. Ojciec rolnika dostał od swojego ojca 15 ha. Powiększył areał do kilkudziesięciu ha (150 ha z dzierżawami), które w 2012 r. przejął Wiktor Wojtaś, absolwent Wydziału Rolnictwa na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. – Jednak oficjalnie tata przekazał mi gospodarstwo dopiero cztery lata później, tak długo trwał „okres próbny” – zdradza rolnik. – Konflikt pokoleń był potężny. Takie mamy charaktery. Nie było wspólnego podejmowania decyzji – przyznaje.
Obwodnica to szansa
– Mam teraz 70 hektarów własnych i 130 dzierżawionych od Skarbu Państwa i od sąsiadów. W bezpośrednim sąsiedztwie ośrodka gospodarczego położone jest tylko pole 15-hektarowe. Pozostały areał podzielony jest na 23 działki w promieniu pięciu kilometrów – mówi rolnik i dodaje, że ciągle dokupuje grunty, głównie te, które dzierżawi.
– Mój syn jest chyba ostatnim pokoleniem na tym gospodarstwie, ponieważ dwie albo sześć naszych działek, w zależności od przyjętego wariantu, przetnie obwodnica Starogardu Gdańskiego – przypomina ojciec rolnika. – Naszą część wsi przyłączą do miasta.
– Rozwój gospodarstwa już jest utrudniony, ale patrzę na to optymistycznie – uśmiecha się Wiktor Wojtaś. – Gdy powstanie obwodnica można będzie bez problemu przejechać z maszynami przez wiadukty, a trasa stworzy nowe możliwości zarobkowania – przecież powstaną przy niej hale, magazyny, suche porty. Widzę w tym szansę dla siebie. Czemu ograniczać się tylko do rolnictwa? Może otworzę skład węgla?
Jak zatrzymać wodę w glebie
Na razie na 50 ha rolnik uprawia rzepak ozimy, taki sam areał zajmuje pszenica ozima, po kilkadziesiąt ha żyto i pszenżyto, 15-20 ha łubin wąskolistny (w ramach zazieleniania), a 3 ha kukurydza na kiszonkę dla bydła mięsnego. Ma też 13 ha łąk i pastwisk. Dwa lata temu zbiory zbóż i rzepaku o ok. 2 t/ha obniżyła susza, która na szczęście w ub.r. nie dotknęła tych rejonów.
– Mimo że teraz gleba jest wilgotna, ziemia wody nie magazynuje. Kiedy ustaną opady, pola wyschną – przewiduje gospodarz i opowiada, jak broni się przed suszą: orkę stosuje tylko pod rzepak i kiedy trzeba przyorać obornik (na ok. 30 ha), resztę pól głęboszuje, nie sprzedaje słomy – wywozi z pola tylko tyle, ile jest niezbędne dla stada zwierząt, pozostałą część rozrzuca po polach, a następnie uprawia pola głęboszem i broną talerzową.
– Sieję agregatem uprawowo-siewnym, bez opcji nawożenia – wyjaśnia. – Moi sąsiedzi testują strip-till, mają jednak problemy, na przykład ślimaka pomrowika na rzepaku, który potrafi wyjeść całe place. Dlatego większość pól po siewie wałuję, żeby pogorszyć ślimakom warunki – wyrównać pole i zlikwidować grudy ziemi, gdzie lubią się chować. Po uprawie pasowej pojawiają się też w większym nasileniu choroby grzybowe. Natomiast po głęboszowaniu tych problemów jest mniej – przekonuje gospodarz.
Jego grunty zostały zmeliorowane w latach 70. – Niestety, melioracja działa wyłącznie odwadniająco. To stary system, którego nie da się przekształcić tak, żeby działał także nawadniająco – mówi. Na polach nie ma zbiorników retencyjnych, ale rolnik nie zamierza występować o dotacje na nawadnianie. – Dlatego, że moje pola są porozrzucane w dużych odległościach. Deszczowanie byłoby nieopłacalne. Muszę raczej zwiększać pojemność wodną gleb – wyjaśnia.
Może gryka, może konopie?
Wiktor Wojtaś przyznaje, że chciałby prowadzić gospodarstwo w systemie rolnictwa zrównoważonego. – Dwa lata temu byłem na spotkaniu, które prowadził przedstawiciel firmy Bayer. Opowiadał o rolnictwie zrównoważonym. W przyszłości zapewne wystąpię o taki certyfikat. Nie powinienem mieć z jego zdobyciem większego problemu, jednak pewne rzeczy muszę poprawić – przyznaje. – Przede wszystkim płodozmian.
Teraz zmianowanie wygląda następująco – na lepszych glebach: rzepak – pszenica – pszenica – rzepak, a na gorszych: rzepak – pszenżyto/żyto – łubin – rzepak. Czasami rolnik sieje np. facelię, żeby chociaż dwa miesiące została na polu.
– Ciekawą alternatywą są ziemniaki, trzeba jednak mieć odbiorcę, zainwestować w maszyny do sadzenia i zbioru, a także w przechowalnictwo – wymienia gospodarz. – Myślałem też o kukurydzy ziarnowej, chociaż nie wiem, czy u nas, na północy kraju da zadowalające plony. Na razie u sąsiadów nawet w dobrych latach dochód z kukurydzy ziarnowej był taki, jak z pszenżyta, więc ten gatunek nie jest dobrą alternatywą. Może gryka? Albo konopie, mimo że jest to ryzykowna uprawa – policja musiała pilnować pola konopi pod Gdańskiem, bo ludzie przyjeżdżali i wywozili całe worki. Myśleli, że to są konopie indyjskie. Chcę jednak spróbować, może już w przyszłym roku, tym bardziej, że Instytut Włókien Naturalnych i Roślin Zielarskich w Poznaniu gwarantuje doradztwo i skup. To jest zachęcające. Zacznę na kilkunastu hektarach.
Optymalne nawożenie
W rolnictwie zrównoważonym ważne jest też odpowiednio zbilansowane nawożenie gleb (nawożenie precyzyjne nie jest konieczne, ale pomaga w utrzymaniu standardów). – Bardzo dbam o odczyn i zasobność gleb – deklaruje Wojtaś. – A od tego roku będę stosować nawożenie precyzyjne, chociaż już od dwóch sezonów mam odpowiednio wyposażony rozsiewacz. Teraz już pola są już zmapowane, zgodnie z wynikami analiz gleb.
Wiosną na zboża i rzepak ozimy rolnik zastosował siarczan amonu, po raz ostatni w jednakowej dawce. Zmienne dawki przełożą się na oszczędności, ponieważ gleby w gospodarstwie są mozaikowate. Na jednym polu znaleźć można III, IV i V klasę. – Po co mam dawać 200 kilogramów azotu na hektar, skoro wiem, że jeśli przyjdzie susza, to na V klasie plony będą bardzo niskie – mówi gospodarz. – Co cztery lata zlecam specjalistycznej firmie pobranie prób z pól i oddanie ich do analizy. Teraz pendrive z mapą zasobności wepnę w komputer w rozsiewaczu, który wtedy sam będzie dozował nawozy. Po raz pierwszy przećwiczę to przy kolejnym nawożeniu saletrą – dodaje.
Podobnie rozsądnie trzeba podchodzić do ochrony roślin. – Jeśli widzimy jeden chwast na trzy metry kwadratowe, to zabieg herbicydowy nie jest potrzebny – mówi.
Żeby zdobyć certyfikat rolnictwa zrównoważonego właściciel gospodarstwa musi legalnie zatrudniać pracowników, maszyny muszą mieć osłony na przekaźniki, właściciel i pracownicy muszą przestrzegać przepisów bhp, rolnik powinien zgodzić się na przewoźne pasieki na swoich polach rzepaku, współpracować z lokalną społecznością, stosować zrównoważone nawożenie, ochronę i technologię produkcji. – Odpowiedziałem na pytania na karcie kontrolnej, te same, które są zadawane podczas certyfikowania gospodarstwa, i okazało się, że spełniam prawie wszystkie wymogi – zapewnia Wiktor Wojtaś. – Ale jeszcze rok, dwa będę się przygotowywał. Szkoda tylko, że rolnicy posiadający certyfikat nie odnoszą z tego konkretnych korzyści finansowych. Rozmawiałem już z moimi odbiorcami zbóż i rzepaku – nie kwapią się, żeby właścicielom gospodarstw zrównoważonych płacić wyższe ceny za płody rolne, chociaż sami będą na tym zarabiać, bo swoim odbiorcom przedstawią nasze certyfikaty i uzyskają wyższe ceny za produkty. Także dlatego na razie nie zgłaszam się do certyfikowania, bo uważam, że przede wszystkim rolnicy powinni mieć z tego korzyści. Obostrzeń jest jednak coraz więcej, coraz więcej działań musimy rejestrować i pewnie niedługo okaże się, że certyfikat nie ma znaczenia, ponieważ Unia Europejska wprowadzi takie obowiązkowe ograniczenia, że wszyscy będziemy prowadzić gospodarstwa zrównoważone.
Cały tekst można przeczytać w kwietniowym numerze miesięcznika „Przedsiębiorca Rolny”
Małgorzata Felińska
Fot. Jarosław Pruss
Komentarze
Brak komentarzy