Czas naprawić to, co zostało zepsute

2024-03-04

Przyjęta na ostatnim posiedzeniu Sejmu VI kadencji nowelizacja ustawy o gospodarowaniu nieruchomościami rolnymi Skarbu Państwa z 16 września 2011 r. przewróciła do góry nogami funkcjonowanie wielu dużych gospodarstw towarowych w Polsce. Z negatywnymi skutkami jej obowiązywania mierzymy się do dziś.

„Podstawą rozwiązań prawnych dotyczących przywrócenia praworządności w dziedzinie ustroju rolnego powinien być dialog społeczny, pozwalający na zapewnienie wprowadzonym rozwiązaniom prawnym akceptowanego, zrozumiałego i inkluzywnego charakteru” – uważa zespół naukowców, który stworzył raport dotyczący skutków obowiązywania ustawy z 2011 r. wprowadzającej konieczność 30-procentowych wyłączeń gruntów.

Dokument zatytułowany „Skutki polityki państwa realizowanej wobec dzierżawców wielkoobszarowych gospodarstw rolnych utworzonych w wyniku przekształceń byłych PGR-ów” powstał pod redakcją prof. Grzegorza Gorzelaka z Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN. Publikację opracowano w ramach programu Forum Inicjatyw Rozwojowych Fundacji Europejski Fundusz Rozwoju Wsi Polskiej. – To bardzo ważny raport, ponieważ wyraźnie pokazuje, jak wielkie spustoszenie w polskim rolnictwie wywołała tzw. ustawa Sawickiego – mówi Grzegorz Brodziak, wiceprezes zarządu Polskiej Federacji Rolnej. W jego ocenie, wprowadzone przed laty przepisy są niekonstytucyjne i już dawno powinny być zakwestionowane przez Trybunał Konstytucyjny. – Niestety, mimo wielu podejmowanych przez nasze środowisko prób, TK nie zajął się sprawdzeniem konstytucyjności obowiązującej do dziś ustawy – przyznaje Brodziak.       

Problem, który sięga dalej

Obszerny raport pokazał nie tylko problemy dzierżawców państwowych gruntów, ale przede wszystkim to, że w Polsce nadal brakuje rzetelnej gospodarki gruntami rolnymi. – Prowadzona przez ostatnie lata polityka rolna była nakierowana przede wszystkim na wspomaganie małych gospodarstw rodzinnych, w trosce o wyborcze głosy. Wszystko odbywało się kosztem podmiotów wielkoobszarowych, które produkują na rynek – przyznaje prof. Grzegorz Gorzelak. Ekonomista zwraca uwagę, że w 2011 r. zrobiono pierwszy wyłom w systemie zaufania do państwa prawa, a później przyszły następne ustawy uderzające w duże gospodarstwa. – Nastąpiła presja, aby wyłączać kolejne hektary, co w konsekwencji doprowadziło do upadku części dobrze prosperujących spółek – wyjaśnia prof. Gorzelak. Co ciekawe, jak wynika z informacji Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa, szczyt wygaszania wieloletnich umów dzierżaw przypada na 2024 r. 

Zdaniem współautora raportu cała sytuacja daleko wykracza poza problematykę dotyczącą produkcji rolnej. – To jest problem głęboko osadzony w funkcjonowaniu państwa, instrumentalnym traktowaniu fundamentalnych praw, a dokładnie ich lekceważeniu. Jest to również problem pokazujący, jak racjonalność polityczna, często mająca swoje osadzenie w ideologii, przejmuje prymat nad racjonalnością ekonomiczną – zaznacza prof. Grzegorz Gorzelak. W jego ocenie – cały proceder jest głęboko szkodliwy i to nie tylko dla dużych gospodarstw, ale również tych małych, które funkcjonują obok i stanowią pewien model symbiozy.

Taka sytuacja negatywnie wpływa na klimat i środowisko, ponieważ większe obszarowo gospodarstwa są liderami rolnictwa zrównoważonego. Dbają o dobrostan zwierząt, są prekursorami nowoczesnych rozwiązań, w tym tych dotyczących pozyskiwania odnawialnych źródeł energii – podkreśla naukowiec. Skutek? Presja na środowisko gospodarstw rodzinnych, które „pożywią” się kilkunastoma hektarami z dużego gospodarstwa, będzie dalece wyższa niż wcześniej. – Nie chodzi o samą produkcję i zdolności produkcyjne, ale również negatywne skutki społeczne, ponieważ zachwianie funkcjonowania ekonomicznego gospodarstw towarowych pociągnie za sobą falę zwolnień – zaznacza prof. Gorzelak.     

Terror w rolnictwie

W podobnym tonie wypowiada się dr hab. Monika Stanny, prof. IRWiR. Dyrektor Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN uważa, że zarówno w kontekście struktury agrarnej, jak i ustroju rolnego wszędzie mamy u podstaw interes polityczny, który przesłania interesy ekonomiczny i społeczny.

Z kolei prof. Maria Halamska pracująca w Zakładzie Socjologii Wsi IRWiR PAN zwraca uwagę, że ostatnio modne stało się mówienie o terrorze czegoś. – W kontekście naszego raportu można mówić więc o terrorze gospodarstw rodzinnych. Pojęcie gospodarstwa rodzinnego jest używane dowolnie, najczęściej w kontekście tego, jak komu wygodnie. Gospodarzem rodzinnym czuje się zarówno ten, który ma 1 ha, jak także ten, który ma 300 ha. Ale nie o to przecież chodzi, bo kluczowy jest wkład pracy i to, kto podejmuje strategiczne decyzje – zaznacza socjolog i zastrzega: – Nie jestem przeciwniczką gospodarstw rodzinnych, a jedynie sprzeciwiam się politycznemu wykorzystaniu tego pojęcia.

W jej ocenie, bardzo ważne dla dalszego przebiegu zdarzeń jest zrewaloryzowanie pojęcia dużego gospodarstwa czy gospodarstwa wielkoobszarowego.  – Wiem, że czas temu nie sprzyja, ale należy podjąć to wyzwanie – tłumaczy i dodaje: – Polskie rolnictwo oparte na gospodarstwach rodzinnych nie da sobie rady w sytuacji międzynarodowej konkurencji, gdzie tendencja jest jednoznaczna, a więc następuje powiększanie gospodarstw z jednoczesną intensyfikacją produkcji.

Czas rozbroić bombę gospodarstwa rodzinnego, która terroryzuje umysły i jakiekolwiek podniesienie tej sprawy z jednej strony wywołuje protesty, a z drugiej obawy. Od 1989 r. nie mamy poważniej dyskusji nad ustrojem rolnym. Najwyższy czas, aby to zmienić – apeluje prof. Halamska i jako przykład daje Francję, gdzie wdrożono odpowiednie reformy i dziś sytuacja jest zadowalająca, zwłaszcza w kontekście dzierżaw gruntów, które stanowią podstawę funkcjonowania większości gospodarstw.

Krzysztof Zacharuk

Fot. Krzysztof Zacharuk / Pixabay

Cały tekst można przeczytać w wydaniu 03/2024 miesięcznika „Przedsiębiorca Rolny”

Zapoznałem się z informacją o
administratorze i przetwarzaniu danych

Komentarze

Brak komentarzy