Jak pandemia wpłynęła na rynki rolne?

2021-03-01

4 marca minął rok od kiedy w Polsce wykryto pierwszy przypadek zakażenia koronawirusem. Wszyscy pamiętamy ten czas niepewności, strachu o zdrowie swoje i bliskich, ale też o przyszłość. Producenci rolni zastanawiali się także nad tym, jaki wpływ będzie miała pandemia na rynki rolne. Po roku można już na ten temat sporo powiedzieć.

Zanim jednak przejdziemy do analizy poszczególnych rynków rolnych i wpływu pandemii na nie, przyjrzyjmy się całemu sektorowi rolnemu w 2020 r. Arkadiusz Zalewski z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej – PIB w Warszawie wskazuje, że pod względem koniunkturalnym 2020 r. nie był dobrym rokiem dla rolnictwa. – Co prawda tempo wzrostu cen detalicznych środków produkcji dla rolnictwa wyraźnie spowolniło w porównaniu z latami 2018-19, ale nadal utrzymywało trend rosnący, przy jednoczesnym spadku cen skupu podstawowych surowców rolniczych – wyjaśnia Zalewski. – Średni ważony spadek cen skupu płodów rolnych od grudnia 2019 do grudnia 2020 roku wyniósł 2,7 procenta, podczas gdy środki produkcji podrożały przeciętnie o 1 procent. W rezultacie skumulowany wskaźnik nożyc cen wyniósł 96,4 punkty i był najniższy w pięcioleciu 2016-20. To wskazuje, że ceny nie układały się pomyślnie dla rolników. Choć warto zauważyć, że wskaźnik nożyc cen od września ubiegłego roku stopniowo się poprawia– dodaje specjalista z IERiGŻ-PIB.

To ogólna diagnoza, bo w zależności od kierunku specjalizacji gospodarstw rolnych, wpływ sytuacji rynkowej na ich kondycję finansową był zróżnicowany. – W 2020 roku uwarunkowania rynkowe były najbardziej korzystne dla gospodarstw specjalizujących się w produkcji zbóż oraz mleka. Wyraźnemu pogorszeniu uległa natomiast sytuacja producentów żywca wieprzowego i ziemniaków, ale też – w nieco mniejszym stopniu – producentów żywca drobiowego – wskazuje Zalewski.

Na sytuację na poszczególnych rynkach rolnych wpływ miało wiele czynników. Jeśli jednak chodzi o samą pandemię, to – jak wynika z naszych rozmów z ekspertami – jej oddziaływanie było zróżnicowane. Niewątpliwie rynkami, które najbardziej cierpią z powodu pandemii są te najmocniej związane z branżą HoReCa. Zaliczyć można do nich wspomniany sektor wieprzowy oraz drobiarski. W ogólnym rozrachunku wydaje się też, że pandemia miała większy wpływ na produkcję zwierzęcą niż na roślinną.

Trzoda chlewna

– Dla rynku wieprzowiny, na pewno marzec i kwiecień były bardzo trudne. Wówczas rozgrywały się dramatyczne sytuacje, ponieważ łańcuchy dostaw zostały pozrywane. W sklepach brakowało wieprzowiny, co windowało jej ceny na półkach, a w chlewniach żywiec stał nieodebrany, ponieważ nie miał kto tego zrobić. Świnie traciły przy tym na wartości – przypomina Aleksander Dargiewicz, prezes KZP-PTCh POLPIG. Szczególnie dotkliwy dla branży był także słaby sezon grillowy, znaczące ograniczenie liczby i skali imprez masowych oraz zamknięcie sektora gastronomicznego. Oprócz tego zarówno producenci trzody, jak i zakłady przetwórcze zostali zobowiązani do przestrzegania rygorystycznych wymogów sanitarnych, co dodatkowo podnosiło koszty ich działalności. Nie mówiąc już o tym, że niektóre zakłady musiały wstrzymywać produkcję lub ją ograniczać, ze względu na zachorowania pracowników i związaną z tym konieczność odbycia kwarantanny. To w pewnym momencie znacznie ograniczało moce przerobowe zakładów i przyczyniało się do powiększania nadwyżki trzody na rynku unijnym.

Do tego doszło pojawienie się ASF w Niemczech (we wrześniu ub.r.), czego konsekwencją było wprowadzenie przez Chiny zakazu importu wieprzowiny z tego kraju. Dla przypomnienia – przed pojawieniem się ASF Niemcy były największym unijnym eksporterem wieprzowiny do Państwa Środka. Tak więc po zamknięciu się tego rynku zbytu powstał duży problem w postaci ogromnej nadwyżki żywca wieprzowego u naszego sąsiada zza Odry, która wpływała na spadek jego cen nie tylko w Niemczech, ale w całej Wspólnocie, w tym w Polsce. Zwłaszcza że Niemcy były dotąd największym odbiorcą polskiej wieprzowiny. Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że według danych GUS, w ub.r. pogłowie świń w Polsce (według stanu na grudzień) wzrosło o 4,7 proc. w stosunku do tego samego okresu 2019 r. Wszystko to wpłynęło na ogromny spadek cen trzody chlewnej w naszym kraju (o ok. 30 proc.), tj. poniżej kosztów produkcji. – Przyznam, że to jeden z najgorszych okresów jaki pamiętam – mówi prezes Dargiewicz.

Na szczęście na początku lutego pojawiły się pewne symptomy ożywienia na rynku trzody, a zaraz za nimi niewielkie wzrosty cen żywca zarówno na unijnym, jak i na polskim rynku. Z czego one wynikają? – Brak opłacalności produkcji świń w ostatnich kilku miesiącach sprawił, że niektórzy producenci zdecydowali się na likwidację stad. Nie wstawiali prosiąt w obawie, że nie zarobią. Nastąpiła więc samoregulacja rynku, której pierwsze symptomy widoczne były w lutym. Zresztą nie tylko w Polsce rolnicy ograniczali produkcję. W Niemczech także. Praktycznie od września notowano tam spadek importu prosiąt i teraz zaczynamy odczuwać tego skutki na rynku – wyjaśnia prezes Dargiewicz. Aczkolwiek w Niemczech wciąż utrzymuje się duża nadwyżka żywca, tj. na ubicie wciąż czeka tam ok. 0,5 mln świń. – Mimo to Niemcy po raz pierwszy od dłuższego czasu, w połowie lutego zdecydowali się podnieść cenę, co pokazuje, że presja tej nadwyżki jest coraz mniejsza. Najwyraźniej skupujący widzą przestrzeń do podnoszenia cen i dla zagospodarowania surowca – podkreśla prezes POLPIG.

– Drugi czynnik, który pozytywnie wpłynął na rynek trzody to ciągle utrzymujący się wysoki popyt na wieprzowinę ze strony Chin – wymienia Aleksander Dargiewicz. Co prawda Polska i Niemcy nie mogą na tym bezpośrednio skorzystać, ale robią to Hiszpania, Holandia oraz Dania, które eksportują tam najwięcej. Jest szansa, że w tym roku zapotrzebowanie na wieprzowinę ze strony Państwa Środka utrzyma się na wysokim poziomie, co jeszcze do niedawna nie było takie pewne. Nie jest bowiem tajemnicą, że Chiny próbują odbudować pogłowie świń do poziomu sprzed ASF i dążą do samowystarczalności. Jak wskazuje jednak prezes POLPIG, państwo to ma znów problem z ASF, ponieważ wirus ponownie atakuje. – Prawdę mówiąc sami są sobie winni, szczepiąc świnie niesprawdzoną szczepionką z nielegalnego źródła, która wpłynęła na rozprzestrzenianie się ASF w zmutowanej formie. Stąd należy sądzić, że odbudowa pogłowia zajmie im dużo więcej czasu niż by chcieli. Na czym może skorzystać Europa – zauważa Dargiewicz. To daje nadzieję na lepszą przyszłość tej branży. – Wydaje mi się, że najgorsze mamy za sobą – przyznaje prezes POLPIG wskazując, że zapoczątkowany w lutym trend wzrostu cen powinien się utrzymać. Co prawda w związku z pandemią wciąż panuje spora niepewność, ale postępujące szczepienia przeciwko Covid-19 dają nadzieję na poprawę sytuacji, a przede wszystkim na otwarcie branży HoReCa. – Myślę, że cena podskoczy do poziomu, który pozwoli producentom pokrywać koszty. Nie spodziewam się jednak jakichś rekordowych wzrostów, ponieważ uważam, że ograniczenia związane z pandemią i ASF mimo wszystko nadal będą oddziaływać na rynek – dodaje.

Drób

Od początku stycznia wyraźny wzrost cen można obserwować także na rynku żywca drobiowego, a od przełomu stycznia i lutego także na rynku jaj. To kolejny rynek, który mocno ucierpiał z powodu pandemii. Po wybuchu Covid-19 okresowo wzrósł popyt detaliczny na drób, ale niestety nie zdołało to zrekompensować zerowego popytu w sektorze HoReCa, który został zamknięty z powodu pandemii tak w kraju, jak i za granicą. Skala uzależnienia polskiego drobiarstwa od eksportu jest bardzo duża. Przyczyniło się to do powstania nadwyżki drobiu, zwłaszcza, że jego produkcja w Polsce nie wyhamowywała. W podobnej sytuacji jak my znalazło się wiele innych krajów, dużych producentów drobiu w UE, co zwiększało podaż mięsa na wspólnotowym rynku. – Początkowo sądziliśmy, że sytuacja ta znajdzie odbicie w eksporcie, poprzez znaczne zmniejszenie ilości towaru wysyłanego za granicę. Okazało się jednak, że mniej więcej od połowy roku eksport przybierał na sile. Niestety tylko ilościowo, ponieważ wartościowo traciliśmy, i to już od kwietnia – mówi Katarzyna Gawrońska, dyrektor Krajowej Izby Producentów Drobiu i Pasz. – Gdyby ktoś mniej zorientowany spojrzał na ilości mięsa, jakie sprzedajemy na eksport w okresie pandemii, mógłby uznać, że Covid-19 wcale nie odbił się aż tak negatywnie na krajowym rynku drobiarskim, ponieważ ilość wysłanego towaru od stycznia do listopada 2020 roku zwiększyła się o 0,9 procenta. Jeśli jednak spojrzymy na wartość eksportu okazuje się, że do polskich firm trafiło w analizowanym okresie o 10 procent mniej pieniędzy niż w tym samym czasie 2019 roku. W przeliczeniu na złotówki oznacza to, że przychody ze sprzedaży eksportowej polskiego mięsa drobiowego zmniejszyły się o około miliard 128 milionów złotych – doprecyzowuje Gawrońska. – Pandemia spowodowała bowiem, że firmy chcąc ulokować drób za granicą musiały jeszcze bardziej obniżyć ceny. Sprzedawały drób z bardzo niską marżą, albo wręcz po ujemnej marży.


Cały tekst można przeczytać w marcowym numerze miesięcznika „Przedsiębiorca Rolny”

Alicja Siuda
Fot. Jarosław Pruss

Zapoznałem się z informacją o
administratorze i przetwarzaniu danych

Komentarze

Brak komentarzy