Nikt nie zarabia na świniach
2021-10-05
Hodowcy i producenci trzody chlewnej już wiele razy stali nad przepaścią. Tym razem wydaje się jednak, że nie ma odwrotu. Ceny tuczników maleją, zbóż, nawozów i pasz drożeją, a wirus ASF skutecznie zamyka wiele gospodarstw i redukuje krajowe pogłowie świń.
Ceny tuczników w Niemczech od kilku tygodni utrzymują się na tym samym poziomie, tj. 1,25 euro za kg wagi bitej ciepłej (wbc). W przeliczeniu na polską walutę daje to ok. 5,75 zł. Niestety w Polsce nieustannie mamy do czynienia z trendem malejącym. Dlaczego tak się dzieje i gdzie oraz czy w ogóle możemy upatrywać nadziei na zażegnanie tego największego w ostatnich latach kryzysu trzodziarskiego?
Nikomu się nie opłaca
Ceny tuczników w Polsce, nawet w strefach wolnych od ASF nie pokrywają kosztów produkcji. Zgodnie z aktualnymi notowaniami Ministerstwa Rolnictwa wynoszą one 4,48 zł za żywiec oraz 5,76 zł za kg poubojowo w klasie E. – Są to stawki maksymalne, a ich wysokość zależy od regionu kraju, nie tylko strefy ASF. Gołym okiem widać więc, że ceny za żywiec wyrównały się z tymi oferowanymi za Odrą. Tymczasem, aby obecnie mówić o opłacalności za wagę żywą świń, powinna ona wynosić już ok. 5,40-5,50 zł za kg, czyli około 6,80-6,90 zł w klasie E – mówi Bartosz Czarniak, wiceprezes Pomorsko-Kujawskiego Związku Hodowców Trzody Chlewnej.
Niestety producenci, którzy znaleźli się w strefie czerwonej tracą podwójnie, z uwagi na niską cenę oraz problemy ze znalezieniem odbiorców. – Zakłady, nawet jeśli już zdecydują się skupować tuczniki, płacą nawet o złotówkę mniej za kilogram żywca. Dzieje się tak również dlatego, że zwierzęta te z uwagi na uwarunkowania epizootyczne, są dłużej utrzymywane i przerastają. W efekcie ich wartość rynkowa jeszcze bardziej spada, ponieważ nie spełniają one parametrów wagowych – tłumaczy Aleksander Dargiewicz, prezes Krajowego Związku Pracodawców Producentów Trzody Chlewnej Polpig. Sytuację utrudnia import wieprzowiny głównie z Niemiec i Belgii. – Import tuczników istotnie pogarsza nastroje wśród krajowych producentów. Trudno jest im zrozumieć fakt, że oni nie często nie mogą sprzedać swoich zwierząt, a w tym samym czasie do Polski przyjeżdżają świnie z zagranicy – wyjaśnia Dargiewicz.
Milion w plecy
O tym, co oznacza znalezienie się w strefie czerwonej przekonał się Zdzisław Budka z powiatu żuromińskiego (woj. mazowieckie), który zajmuje się produkcją tuczników w cyklu otwartym. Rocznie sprzedaje ponad 20 tys. tych zwierząt. – Jest bardzo źle. Moje gospodarstwo znajduje się ok. 10 km od ogniska, które wybuchło w lipcu w miejscowości Olszewo w gm. Żuromin. Decyzją Komisji Europejskiej zostaliśmy włączeni do strefy czerwonej. W efekcie mamy bardzo duże problemy ze sprzedażą tuczników, które przerastają, a cena nie przekracza 5 zł poubojowo w klasie E. Sprzedajemy trzy pełne auta co tydzień, przez co z moich obliczeń wynika, że od momentu wprowadzeniu obszaru zagrożenia III straciłem już ok. miliona złotych – żali się Zdzisław Budka.
Niemcy wciąż są kluczem
Czy w najbliższym czasie polski import wieprzowiny i tuczników z Niemiec może się zmniejszyć?
– Aby tak się stało nasi zachodni sąsiedzi albo muszą wznowić eksport swoich produktów do Chin, albo istotnie ograniczyć produkcję tak, aby nie musieli sprzedawać żywca za granicę – zaznacza Dargiewicz. Niemcy cały czas usiłują wynegocjować z Chinami powrót ich wieprzowiny na tamtejszym rynek, co rozładowałoby europejskie magazyny i dało impuls do wzrostów cen. – Moim zdaniem niemieckie rozmowy z Chinami w sprawie uznania regionalizacji i wznowienia eksportu wieprzowiny nie doprowadzą do sukcesu. Dlaczego? Ponieważ ASF dla Chin, oprócz tego że jest istotnym problemem, stanowi także dobre narzędzie realizacji celów politycznych – podkreśla Jacek Strzelecki, ekspert ds. chińskiego rynku rolno-spożywczego. Chiny nie muszą się martwić o swój rynek wieprzowy, który jest już odbudowany. – Ewentualne problemy nie zagrażają potrzebom konsumpcyjnym. Kraj ten znajduje się w zupełnie innym położeniu, niż jeszcze dwa lata temu. Oczywiście należy wyraźnie podkreślić, że polityka polityką, ale zwalczanie wirusa ASF jest przez nich traktowane priorytetowo, o czym świadczy zaledwie 11 ognisk tej choroby w tym roku – mówi Strzelecki.
Jego zdaniem, choć Niemcy podjęli bardzo szybkie działania i póki co zamknęli ASF w jednym regionie kraju, nie przekonają tym chińskiego rządu. – Oni mają konserwatywne poglądy dotyczące regionalizacji i z pewnością w najbliższym czasie jej nie uznają. Ponadto należy pamiętać, że wieprzowina na światowym i europejskim rynku jest też dobrym narzędziem do oddziaływania politycznego i Chińczycy będą to wykorzystywać, a my jako Europejczycy, musimy sobie z tym jakość poradzić – wyjaśnia Jacek Strzelecki.
Trudno spodziewać się również istotnego zmniejszenia produkcji świń w Niemczech, choć w tamtejszych rzeźniach widoczny jest zwiększony ubój macior pochodzących z likwidowanych gospodarstw. Wieloletnie prognozy zakładają, że pogłowie tych zwierząt u naszych zachodnich sąsiadów spadnie z obecnych 1,7 mln do 1,3 mln szt. w 2025 r. Póki co jednak tamtejsza branża w obliczu fiaska rozmów z Chinami, szuka nowych rynków zbytu i lokuje swoją wieprzowinę w krajach członkowskich UE, w tym w Polsce. – Jeżeli w Niemczech wieprzowina zacznie normalnie schodzić z rynku, a jej cena wzrośnie, to polskie zakłady nie mogąc ściągnąć surowca w takich ilościach jak dotychczas, zostaną zmuszone do podniesienia ceny – zauważa Bartosz Czarniak i dodaje: – Mamy bardzo ciężki czas dla produkcji, który przetrwają albo najwytrwalsi albo ci, którzy mając zobowiązania agencyjne muszą produkować świnie. Tylko ilu uda się potem wyjść na prostą? Nawet najlepiej zorganizowany hodowca musi mieć skądś finanse na środku do produkcji w okresie, kiedy dokłada około 60-70 groszy do każdego kilograma wyprodukowanego żywca wieprzowego.
Sieci handlowe nadzieją?
Ceny skupu żywca wieprzowego w strefach czerwonych są niższe od uzyskiwanych na terenie wolnym od ASF o ponad złotówkę na każdym kilogramie żywca. Tak duże rozwarstwienie stawek skupu nastąpiło między innymi na skutek braku zainteresowania sieci handlowych mięsem wieprzowym pochodzącym od zwierząt produkowanych obszarze zagrożenia III. – Jest to niezrozumiała polityka handlowców, gdyż żywiec opuszczający chlewnie jest pełnowartościowy i przebadany pod kontem obecności wirusa ASF. Dostawy odbywają się pod nadzorem Inspekcji Weterynaryjnej – zaznacza Dargiewicz.
W opinii branży, ryzyko przedostania się produktów zakażonych na półki sklepowe jest praktycznie zerowe. Warto też nieustannie podkreślać, że wirus ASF nie zagraża konsumentom. Na szczęście trwają rozmowy w sprawie zakupu tej wieprzowiny. – Większość sieci handlowych zdecydowała się odbierać wieprzowinę pochodzącą od tuczników wyprodukowanych w czerwonej strefie, choć mamy jeszcze w tym temacie wiele do zrobienia. Staramy się je przekonać o tym, że to mięso jest bezpieczne, wielokrotnie przebadane i nie stanowi żadnego ryzyka dla konsumentów – mówi Aleksander Dargiewicz.
W połowie września na ten krok zdecydowała się sieć sklepów Biedronka.„Klienci Biedronki mogą znaleźć również mięso wieprzowe oznaczone nowym symbolem składającym się z liter PL IW z unikalnym numerem wpisanym w okrąg. Nowy symbol koła oznacza, że mięso wieprzowe pochodzi ze strefy III ASF, ale nie z gospodarstw, w których wykryto ASF. Mięso oznaczone okrągłymi znakami pochodzi od zwierząt, które zostały przebadane i oznaczone jako wolne od ASF, znajdujące się pod stałym nadzorem Inspekcji Weterynaryjnej. Nie ma różnic w jakości między mięsem wieprzowym oznaczonym którymkolwiek z tych znaków” – czytamy w komunikacie Jeronimo Martins Polska.
Cały tekst można przeczytać w wydaniu 10/2021 miesięcznika „Przedsiębiorca Rolny”
Tekst i fot. Mirosław Lewandowski
Fot. Tytus Żmijewski
Komentarze
Brak komentarzy