Walczą z suszą
2022-06-01
Witold i Karolina Manuszewscy prowadzą w Strzelcach w woj. kujawsko-pomorskim 75-hektarowe gospodarstwo, w którym uprawiają głównie warzywa gruntowe. Wszystkie uprawy nawadniają. Stosują też na polach pożyteczne mikroorganizmy. Młodzi rolnicy zostali laureatami 28. edycji Ogólnopolskiego Konkursu Rolnik – Farmer Roku w kategorii gospodarstwa rodzinne – produkcja warzyw.
Gospodarstwo w Strzelcach należy do rodziny od 112 lat. Przodkowie obecnego właściciela uprawiali tu na 50 ha gatunki rolnicze. – A mnie od dziecka fascynowała uprawa warzyw – wspomina Witold Manuszewski. – Mama miała swój warzywnik, ja swój. Bracia mamy zajmowali się uprawą warzyw profesjonalnie, więc miałem kogo podpatrywać. Gospodarstwo zacząłem prowadzić, kiedy jeszcze uczyłem się w IV klasie technikum Zespołu Szkół Centrum Kształcenia Rolniczego w Bielicach pod Mogilnem. Wtedy tata, który na 63 hektarach zajmował się uprawami nasiennymi zbóż oraz hodowlą owiec, przekazał mi prawie 18 hektarów. Mogłem więc w 2011 roku wystąpić o premię dla młodego rolnika. Później kupowałem kolejne grunty od sąsiadów-rolników. Teraz mamy z żoną 55 hektarów gruntów własnych i 20 hektarów dzierżawionych od rolników indywidualnych. To sukces, ponieważ w naszym regionie bardzo trudno kupić ziemię, a jeśli pojawiają się na rynku jakieś działki, są bardzo drogie – kosztują około 100 tysięcy złotych za hektar.
Rolnik uprawia więc pola rozrzucone w promieniu 25 km, ale zapowiada, że zamierza sprzedać najdalsze działki i kupić ziemię położoną bliżej ośrodka gospodarczego tak, żeby rozłóg był zwarty.
Problem z cebulą
W tym roku na gruntach III i IV klasy bonitacyjnej Witold Manuszewski uprawia cebulę i szalotkę (16 ha), marchew wczesną (9 ha, w tym 4 ha pod agrowłókniną), marchew późną (2 ha), pietruszkę (4 ha), ziemniaki przemysłowe na skrobię oraz jadalne na płatki (4 ha). Marchew, pietruszka i ziemniaki rosną na redlinach o szerokości 75 cm, co wymagało zmiany rozstawu kół ciągników ze 180 na 225 cm. Pozostały areał zajmują: buraki cukrowe odstawiane do Cukrowni w Kruszwicy, kukurydza na ziarno oraz pszenica jara, sprzedawane na wolnym rynku. Warzywa rosną też na 32 ha, które zostawił sobie ojciec Witolda Manuszewskiego Marian. Rodzice pomagają rolnikowi w gospodarstwie, a żona Karolina prowadzi księgowość i zajmuje się wnioskami o unijne dotacje.
– Wcześniej na największym areale, na 30 ha, rosły u nas cebula i szalotka, ale ostatnio mieliśmy z nimi problem – przyznaje producent. – Dwa lata temu zasialiśmy cebulę po ziemniakach wcześniej chronionych herbicydami, co źle zniosła jako uprawa następcza. W ubiegłym roku pogoda była nieodpowiednia dla szalotki, plony zebrałem niskie. Ponadto cebulę coraz silniej atakują wciornastki. Na polach w Strzelcach w ubiegłym roku wykonywaliśmy 1-2 opryski raczej profilaktycznie, bo na roślinach było tylko po kilka szkodników, ale na polach w Racicach doliczyłem się 100-150 wciornastków na jednej roślinie. Stosowałem insektycydy z najwyższej półki, a mimo to plaga była nie do opanowania. Kilka lat temu zbieraliśmy 25-30 t szalotki z hektara, w dobrym roku nawet 50 t, a ostatnio, nie tylko u nas, ale też u rolników w sąsiedztwie plony spadły do 10 t z hektara. Dlatego inni gospodarze z okolic Kruszwicy przerzucają się na uprawę dymki.
Lepszy płodozmian
Witold Manuszewski zrezygnował w tym sezonie z uprawy marchwi przemysłowej. – Zakłady płacą tylko 28 gr za kilogram umytych korzeni. Muszę też zapłacić za transport do Kwidzyna, co w ubiegłym roku, jeszcze przed podwyżkami cen paliw kosztowało 1200-1300 zł. To nieopłacalne – uważa rolnik. – Ponadto chcę poprawić płodozmian i wprowadzać do gleby więcej resztek pożniwnych, więc w ubiegłym roku posiałem 20, a w tym roku 30 ha kukurydzy ziarnowej.
Płodozmian w gospodarstwie wygląda różnie, nie ma jednego ustalonego następstwa gatunków. – Na przykład po cebuli zebranej we wrześniu wysiewam poplon, najczęściej mieszankę żyta z owsem, która teoretycznie na polu pozostaje do połowy kwietnia, a praktycznie owies zimą wymarza i zostaje żyto – wyjaśnia rolnik. – Na to rozrzucam obornik. Żyto i nawóz przykrywam ziemią za pomocą grubera, nie używając pługa. Następnie sadzę ziemniaki trzymetrową sadzarką, która usypuje 75-centymetrowe redliny, sprzęgniętą z agregatem aktywnym i czterema łapami spulchniającymi. Tak więc w jednym przejeździe uprawiam glebę i sadzę sadzeniaki.
Natomiast po zbiorze marchwi wczesnej rolnik często stosuje jedną z mieszanek poplonowych firmy DSV, np. mającą w składzie różne odmiany rzodkwi oleistej, owies szorstki, wykę czy koniczynę aleksandryjską.
Odmiany? Tylko holenderskie
Witold Manuszewski uprawia jedną odmianę marchwi wczesnej, jedną marchwi późnej, jedną szalotki, pięć odmian cebuli żółtej (trzy odmiany twarde i dwie w typie amerykańskim, bardziej miękkie), kilka odmian ziemniaków skrobiowych. – Wybieram odmiany o jak najwyższej zawartości skrobi. Natomiast dla przetwórni w Bronisławiu uprawiam kilka odmian ziemniaków na płatki z listy dla plantatorów – wyjaśnia Witold Manuszewski.
Odmiany cebuli, szalotki, marchwi, pietruszki, kukurydzy czy pszenicy rolnik wybiera na podstawie wyników doświadczeń Centralnego Ośrodka Badania Odmian Roślin Uprawnych w Słupi Wielkiej, a także obserwacji własnych i kolegów. Pola obsiewa holenderskimi odmianami warzyw. – Próbowałem uprawiać polskie odmiany, których materiał siewny jest tańszy, ale dawały niskie plony kiepskiej jakości – twierdzi producent. – Rośliny odmian holenderskich są ładniejsze, mają proste korzenie, gładką skórkę, mniejsze zazielenienie główki. Korzenie marchwi są grube, a to ważne dla odbiorcy sprzedającego marchew w Estonii, bo są one obierane.
Cały tekst można przeczytać w wydaniu 06/2022 miesięcznika „Przedsiębiorca Rolny”
Małgorzata Felińska
Fot. Jarosław Pruss
Komentarze
Brak komentarzy